niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 2, Rosie

   Uśmiechnęłam się ciepło patrząc na Liama, który układał nasze walizki z bagażniku. Gdy się skupiał, nawet na tych drobnych rzeczach, między jego brwiami pojawiała się śmieszna górka. Odwrócił się i zobaczył, że mu się przyglądam, odpowiedział mi tym samym uśmiechem, co dziesięć lat temu. Usiadł na miejscu kierowcy i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie, które mówiło, że ruszamy w drogę. Zawołałam Annę. Wyglądała na nieobecną, była pochłonięta w swoich niedojrzałych myślach. Nie umiała ukryć emocji, dlatego zapytałam z troską, co się stało. Zbyła mnie sprytnie. Pomyślałam, że po prostu chce być sama dzisiaj. Usiadłam obok męża i dotknęłam ręki, którą trzymał między fotelami. Odpowiedział mi uśmiechem, który później posłał do naszej córki. Cudem było to, że jesteśmy małżeństwem, bo pokonaliśmy przeszkody wręcz nie do pokonania. To przez siłę naszej więzi i determinacji. Zerkałam kątem oka na Liama i czekałam na moment, w którym będę mogła przekazać mu wiadomość. Wdaliśmy się w krótką rozmowę z Anną, która stawiała przed nami mur. Nie wiem, dlaczego ukrywaliśmy przed nią nasze relacje, sama nic z tego nie rozumiałam.
   Podróż trwała kilka godzin, zamieniłam się z mężem za stanowiska, by mógł odpocząć, uwielbiałam prowadzić, jednak zawsze, gdy siadałam przed kierownicą ogarniał mnie monumentalny lęk. Dwa lata temu moja matka zmarła w wypadku samochodowym. Odrzuciłam wspomnienia za siebie i ruszyłam. Po dwóch godzinach dotarliśmy na podjazd małego domku ozdobionego kwiatami. Uśmiechnęłam się na widok oczekującej nas Lindy. Siedziała z parującą herbatą i zastawą stołową na tarasie, jakby przewidziała godzinę naszego przyjazdu. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam drzemiącą Annie. Nie miałam serca jej obudzić, więc Liam odwalił czarną robotę za mnie. Wziął ją na ręcę, ucałował jej twarz i niósł przez dość długą ścieżkę. 
-Oto i oni!- krzyknęła moja teściowa z zachwytem. W jej oczach palił się ogień radości, który ustąpił zachwytowi na widok naszej córki.- Państwo Hall! Z jakąś piękną małą dziewczynką!- zaśmiała się i pogładziła Annę po policzku. Uśmiechnęła się do mnie i przez moment nie spuszczała ze mnie wzroku. 
-Cześć mamo.- powiedział Liam z uśmiechem. Otoczył ją ramieniem i czekał, aż będzie chciała się uwolnić z jego silnych ramion.
-Synu, nic się nie zmieniłeś. To samo lenistwo w tobie, pozwalasz żonie prowadzić?
-Nalegałam.. -wtrąciłam rozbawiona. Patrzyłam z tęsknotą na drzwi, Linda się zorientowała, bo zaprosiła nas gestem do środka. Powiedziała, że Annie może spać w jej pokoju z nami, ona z kolei prześpi się w salonie. Popatrzyłam na nią z politowaniem i przejęłam naszą córkę z ramion męża, by przenieść ją do łóżka. Gdy wykonałam swoje własne polecenie to wyszłam na taras widząc, że oboje tam siedzą. Krajobraz był piękny, zważywszy na porę dnia. Zmierzchało, co wskazywało na to, że jechaliśmy kilkanaście godzin. Nie czułam zmęczenia, dopóki nie zobaczyłam w lustrze, jak wyglądam. Wzięłam Liama za rękę siadając obok. Rozmawialiśmy o wszystkim, co nas wzajemnie ominęło. Piłam herbatę małymi łykami i wsłuchiwałam się z zamkniętymi oczami w odgłosy natury, które napawały nadnaturalnym spokojem. 
-Jesteś nieobecna. Co jest?- zapytał mąż z troską w głosie. Objął mnie ramieniem i zobaczyłam spokój w jego niebieskich oczach. Pocałował mnie w czoło i siedzieliśmy oboje w milczeniu słuchając Lindy opowiadającej z przejęciem. Plotki na temat mieszkańców i władz miasta nie docierały do mojej głowy, bo w niej tliły się słowa, których nie miałam odwagi wypowiedzieć. Postanowiłam się wstrzymać.
-Anna dzisiaj jest obrażona na cały świat..- zaśmiałam się.- Chyba się martwię. Coś musiało się stać.

-Przejdzie jej, to dziecko. -zagadnęła teściowa. Śmiesznie brzmiał przy niej ten tytuł, bo niegdyś przychodziłam do niej na herbatę, której nigdy nie dopijałyśmy. Obie nie umiałyśmy się w swoim towarzystwie zamknąć. Mówiłam do niej po prostu po imieniu, bo nie pasowało mi nic innego. -Idziemy już spać, prawda? 
-NIE!- wrzasnęłam przeraźliwie. Moim kolejnym celem stało się przekazanie im tego, co mnie dręczy. Miałam wrażenie, jakby krew odpłynęła mi z twarzy, tak strasznie się bałam ich reakcji. -Zostańmy jeszcze chwilę..- powiedziałam już spokojniejszym głosem. Rzuciłam im uśmiech, który zaszczepił w ich twarzach spokój. Patrzyli, jakby ze znakami zapytania na twarzach. Nie mogłam przecież dłużej tego trzymać.. Na zewnątrz wychodzi Anna, która przecierała oczy piąstkami, dzięki czemu wyglądała młodziutko i niewinnie. Popatrzyłam na nią z szeroko otwartymi oczami i wzięłam głęboki oddech. Usiadła Liamowi na kolanach, co wcale mnie nie zdziwiło. DAJESZ, ROSIE! 
-Muszę wam coś powiedzieć..- szepnęłam ledwo dosłyszalnie. Dotknęłam dłoni Liama i odważyłam się wydusić to z siebie po dwóch miesiącach. Uśmiechnęłam się sztucznie, żeby dać im do zrozumienia, że to nic strasznego. Popatrzyłam na Lindę i na Annę, potem wyszczerzyłam się do Liama, bo jego reakcję miałam już przed oczami. Kochałam ich całym sercem. Może tym im się odwdzięczę. Nie byłam sama pewna swoich myśli, dlatego od razu wyrecytowałam formułkę, która nagle pojawiła się w mojej głowie. Zmartwienia odpłynęły daleko, owładnął mnie spokój i opanowanie, które nie powinno mnie opuszczać przez najbliższy czas.- Za siedem miesięcy Anna będzie miała rodzeństwo. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz