Popatrzyłam poddenerwowana na Liama i uśmiechnęłam się sceptycznie. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić, dlatego usiadłam i wzięłam głęboki wdech, by nie wybuchnąć ze zdenerwowania. Chciałam powitać go tak, jak powinnam to zrobić, jednak coś trzymało mnie na krześle. Jego mama uśmiechnęła się promiennie, jakby wszystko przewidziała, oddaliła się bezszelestnie i zamknęła drzwi wychodząc na zewnątrz. Z kuchennego okna można było widzieć ją siedzącą na tarasie z gazetą, patrzyła ukradkiem na nas, gdy myślała, że nie patrzymy. Jej syn uśmiechnął się do niej, gdy ją przyłapał na gorącym uczynku. Zmieszana odwróciła wzrok, jednak kontynuowała nadal to, co wcześniej. Bawiło mnie to, jak bardzo zależy jej na tym, by między nami było w porządku. Przez moment mierzyłam przyjaciela wzrokiem, potem wstałam, poprawiłam spodenki i zaczęłam bawić się zużytą torebką herbaty.
-Po co to zrobiłeś? Po co zrezygnowałeś i po co mnie oszukałeś w takiej sprawie?- zapytałam rzucając łyżeczką o blat. W jakim celu tak mną zmanipulował? Byłam tak cholernie rozradowana jego 'powrotem', że nie umiałam tego ukryć, jednak nutki złości zagnieździły się we mnie na dłużej.
-Nie cieszysz się?- uśmiechnął się szelmowsko. Wiedział, że zdenerwowanie mnie opuści prędzej czy później. Starałam się ukryć uśmiech, jednak gdy otrzymałam honorowego kuksańca w bok przestałam się z czymkolwiek hamować.
-Liam, nasz piknik chyba został na łące!- krzyknęłam spanikowana. Był tam mój ulubiony, biały kocyk, na którym spędziliśmy wiele czasu. Pamiętam nasze pierwsze wspólne wakacje. Nie należały do tych najbardziej udanych, bo nasze twarze po powrocie wyglądały jak pomidory polane keczupem, polanym czerwoną farbą. Ani ogórki, ani śmietana nie dały nic, po prostu chodziliśmy po mieście z twarzami innymi, niż wszyscy. Powiem jednak, że było warto, ponieważ nauczyłam się pływać i to był pierwszy nasz dłuższy wyjazd bez rodziców. Zaczęłam się zastanawiać nad naszą sytuacją, jednak bałam się zapytać o cokolwiek. Spuściłam wzrok, mimo rozluźnionej atmosfery. Dzisiaj postanowiłam nie iść do szkoły więc cały dzień należał do mnie. Dziwił mnie fakt, że Liam zachowywał stoicki spokój i nie zahaczał i sprawę, która wydarzyła się wczoraj. Ponownie spojrzał na mój wisiorek i uśmiechnął się do mnie nieśmiało.- Dziękuję ci, jest piękny.
-Zabrałem stamtąd wszystko. A co do naszyjnika wiesz, miałem nadzieję, że chociaż tym sprawię ci radość. Pasuje ci bardzo..- jego głos schodził w coraz cichsze tony. Krępował się czymś. Zaobserwowałam, że nerwowo rusza nogą, szybciej, niż powinien. Miałam tak przed przesłuchaniem do szkoły muzycznej- nie dostałam się, bo sfałszowałam przez stres. Robiłam to jedynie dla mamy, nie ciągnęło mnie do śpiewania ani trochę.
-Przestań się wstydzić. Wczoraj było wczoraj, nie możemy żyć dzisiaj? Pogódźmy się z tym wszystkim!- uśmiechnęłam się z ulgą i zapytałam, co dzisiaj będziemy robić. Zaproponował mi siedzenie na dachu. Kiedyś, w czwartej klasie siedzieliśmy na jego domu, jednak nie skończyło się to zbyt dobrze, ponieważ stamtąd spadłam i złamałam nogę przez co nie mogłam kontynuować gry w piłkę nożną. Nie chowałam urazy do przyjaciela, nie powinnam. Zadzwoniłam do mamy i poinformowałam ją o tym wszystkim, co się działo, z dala od Liama. Potem poprosiłam, aby przyniósł mi przydomowe ubrania, które były u niego w pokoju, w jednej z moich półek. Przebrałam się sprawnie i powiedziałam, że do wieczora możemy siedzieć na tarasie. Wyprosiliśmy grzecznie stamtąd Lindę i usadowiliśmy się na drewnianej kanapie, która nie należała do najwygodniejszych. Na nasze szczęście nieopodal leżał koc, w który owinęłam się cztery dni temu, gdy drżałam z zimna. Zaśmiałam się beztrosko, mimo, że nie miałam ku temu powodów. Wtuliłam się w ramię chłopaka, który już nigdy nie będzie tylko przyjacielem.
-Po co to zrobiłeś? Po co zrezygnowałeś i po co mnie oszukałeś w takiej sprawie?- zapytałam rzucając łyżeczką o blat. W jakim celu tak mną zmanipulował? Byłam tak cholernie rozradowana jego 'powrotem', że nie umiałam tego ukryć, jednak nutki złości zagnieździły się we mnie na dłużej.
-Nie cieszysz się?- uśmiechnął się szelmowsko. Wiedział, że zdenerwowanie mnie opuści prędzej czy później. Starałam się ukryć uśmiech, jednak gdy otrzymałam honorowego kuksańca w bok przestałam się z czymkolwiek hamować.
-Liam, nasz piknik chyba został na łące!- krzyknęłam spanikowana. Był tam mój ulubiony, biały kocyk, na którym spędziliśmy wiele czasu. Pamiętam nasze pierwsze wspólne wakacje. Nie należały do tych najbardziej udanych, bo nasze twarze po powrocie wyglądały jak pomidory polane keczupem, polanym czerwoną farbą. Ani ogórki, ani śmietana nie dały nic, po prostu chodziliśmy po mieście z twarzami innymi, niż wszyscy. Powiem jednak, że było warto, ponieważ nauczyłam się pływać i to był pierwszy nasz dłuższy wyjazd bez rodziców. Zaczęłam się zastanawiać nad naszą sytuacją, jednak bałam się zapytać o cokolwiek. Spuściłam wzrok, mimo rozluźnionej atmosfery. Dzisiaj postanowiłam nie iść do szkoły więc cały dzień należał do mnie. Dziwił mnie fakt, że Liam zachowywał stoicki spokój i nie zahaczał i sprawę, która wydarzyła się wczoraj. Ponownie spojrzał na mój wisiorek i uśmiechnął się do mnie nieśmiało.- Dziękuję ci, jest piękny.
-Zabrałem stamtąd wszystko. A co do naszyjnika wiesz, miałem nadzieję, że chociaż tym sprawię ci radość. Pasuje ci bardzo..- jego głos schodził w coraz cichsze tony. Krępował się czymś. Zaobserwowałam, że nerwowo rusza nogą, szybciej, niż powinien. Miałam tak przed przesłuchaniem do szkoły muzycznej- nie dostałam się, bo sfałszowałam przez stres. Robiłam to jedynie dla mamy, nie ciągnęło mnie do śpiewania ani trochę.
-Przestań się wstydzić. Wczoraj było wczoraj, nie możemy żyć dzisiaj? Pogódźmy się z tym wszystkim!- uśmiechnęłam się z ulgą i zapytałam, co dzisiaj będziemy robić. Zaproponował mi siedzenie na dachu. Kiedyś, w czwartej klasie siedzieliśmy na jego domu, jednak nie skończyło się to zbyt dobrze, ponieważ stamtąd spadłam i złamałam nogę przez co nie mogłam kontynuować gry w piłkę nożną. Nie chowałam urazy do przyjaciela, nie powinnam. Zadzwoniłam do mamy i poinformowałam ją o tym wszystkim, co się działo, z dala od Liama. Potem poprosiłam, aby przyniósł mi przydomowe ubrania, które były u niego w pokoju, w jednej z moich półek. Przebrałam się sprawnie i powiedziałam, że do wieczora możemy siedzieć na tarasie. Wyprosiliśmy grzecznie stamtąd Lindę i usadowiliśmy się na drewnianej kanapie, która nie należała do najwygodniejszych. Na nasze szczęście nieopodal leżał koc, w który owinęłam się cztery dni temu, gdy drżałam z zimna. Zaśmiałam się beztrosko, mimo, że nie miałam ku temu powodów. Wtuliłam się w ramię chłopaka, który już nigdy nie będzie tylko przyjacielem.
♦♦♦
♦♦♦
Uwielbiałam chodzić do pracy, od zawsze chciałam mieć bliski kontakt z ludźmi i im pomagać, dlatego też skończyłam studia z psychologii. Pozwalało mi to zrozumieć wnętrze człowieka, ułatwiało komunikowanie się i dawało możliwość rozszyfrowania zamiarów osób, które do mnie lgnęły. Ludzki umysł jest najbardziej skomplikowanym mechanizmem, jaki kiedykolwiek wynaleziono. Moja ostatnia godzina w gabinecie przed urlopem wolno zmierzała ku końcowi, co ku mojemu zdziwieniu było moim powodem do radości. Chciałam wrócić już do domu i delektować się ciepłem rodzinnym. Anna miała dzisiaj zakończenie roku przemieszane z urodzinami, a Liam jak zwykle pracował do dziewiętnastej. Kolej na kolację należała do męża, dlatego mogłam poleżeć przed telewizorem z popcornem bagatelizując dietę. Dzisiaj po prostu dzień był mój, to był mój czas- pierwszy urlop od rozpoczęcia pracy w nowej siedzibie.
Weszłam do domu i ujrzałam idealnie wyczyszczone blaty oraz lodówkę wyklejoną magnesami, jak przed dwunastoma laty. Dom Liama nic się nie zmienił, nie chciałam zmieniać nic, oprócz podłóg i jego pokoju, który teraz zajmowała nasza córka. Popatrzyłam uważnie po całym dolnym piętrze, skierowałam się do pokoju by się przebrać w rzeczy, w których będę czuła się swobodnie. Zerknęłam za okno, poprawiłam zasłonę i włączyłam muzykę, która ułatwiła mi sprzątanie naszej wspólnej sypialni. Wszędzie porozrzucane były ubrania Liama, ponieważ nadal był strasznym bałaganiarzem. Przywykłam do tego i sprzątanie jego ubrań stało się po prostu rutyną. Gdy skończyłam skierowałam się do kuchni, by wyciągnąć tort, oraz udekorować pokój mojej kochanej dziesięciolatki. Zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że mama Barta chciała, aby wstąpiła dzisiaj. Uzgodniłam z nią to, że przetrzyma dziewczynkę do dwudziestej u siebie, potem mój mąż odbierze ją, damy jej upozorowany prezent i pójdzie do pokoju, w którym będzie zgraja podekscytowanych dzieciaków. Zgodziła się.
Minęły trzy godziny, Liam wrócił poddenerwowany z powodu swojego spóźnienia, mimo, że spóźnił się o dziesięć minut. Każdy moment był ważny. Pocałowałam go czule na powitanie i powiedziałam, iż wszystko jest gotowe i że dzieciaki mają zacząć się schodzić około godziny dziewiętnastej trzydzieści. Uśmiechnął się z ulgą i powiedział, że główny prezent był już gotowy. Podziękowałam mu za wywiązanie się ze swojego obowiązku i.. usłyszałam wielokrotne użycie dzwonka do drzwi. Upewniło mnie to w przekonaniu, że Anna już wróciła. Otworzyłam drzwi i okazało się, że miałam rację. Uśmiechnęła się szeroko i powiedziała, że jest zmęczona i że mama Barta nie chciała jej wypuścić. Moje ciało oblał strach. Dziewczynka nie mogła się dowiedzieć o tym, co dla niej szykujemy. PO PROSTU NIE MOGŁA!
Minęły trzy godziny, Liam wrócił poddenerwowany z powodu swojego spóźnienia, mimo, że spóźnił się o dziesięć minut. Każdy moment był ważny. Pocałowałam go czule na powitanie i powiedziałam, iż wszystko jest gotowe i że dzieciaki mają zacząć się schodzić około godziny dziewiętnastej trzydzieści. Uśmiechnął się z ulgą i powiedział, że główny prezent był już gotowy. Podziękowałam mu za wywiązanie się ze swojego obowiązku i.. usłyszałam wielokrotne użycie dzwonka do drzwi. Upewniło mnie to w przekonaniu, że Anna już wróciła. Otworzyłam drzwi i okazało się, że miałam rację. Uśmiechnęła się szeroko i powiedziała, że jest zmęczona i że mama Barta nie chciała jej wypuścić. Moje ciało oblał strach. Dziewczynka nie mogła się dowiedzieć o tym, co dla niej szykujemy. PO PROSTU NIE MOGŁA!
-Mamo, Liam, idę do pokoju, jeśli będziesz coś chciała to..
-NIE!- krzyknął nerwowo Liam.- To znaczy..em.. kochanie, bo.. budujemy z mamą altankę za domem i potrzebuję trochę pomocy.- powiedział obejmując ją delikatnie. Popatrzył na mnie porozumiewawczo i wskazał głową szafkę kuchenną nad pralką. Zrozumiałam, że właśnie tam jest ukryty prezent. Mąż zabrał Annę za dom, gdzie mieścił się jej mały plac zabaw. Żadnej altanki nie planowaliśmy. Był pomysłowy jak zawsze.
-NIE!- krzyknął nerwowo Liam.- To znaczy..em.. kochanie, bo.. budujemy z mamą altankę za domem i potrzebuję trochę pomocy.- powiedział obejmując ją delikatnie. Popatrzył na mnie porozumiewawczo i wskazał głową szafkę kuchenną nad pralką. Zrozumiałam, że właśnie tam jest ukryty prezent. Mąż zabrał Annę za dom, gdzie mieścił się jej mały plac zabaw. Żadnej altanki nie planowaliśmy. Był pomysłowy jak zawsze.
Pierwsze dzieci były bardzo zestresowane, poinstruowałam im, co mają robić i zaprowadziłam je do pokoju. Ekscytacja rosła w miarę przybywania kolejnych osób. W końcu wybiła dwudziesta. Wyjrzałam przez okno i dałam sygnał czekającemu na niego Liamowi. Powiedział coś do córki i przyprowadził ją do domu. Wyglądała na wykończoną.
-Kochanie, zjedz tort. Wszystkiego najlepszego. Prezent jest na twoim biurku, my z tatą jesteśmy zmęczeni, więc pójdziemy spać, nie siedź za długo.- rzuciłam przekonująco, ruszając brwiami ku Liamowi. Anna wyglądała na bardzo zawiedzioną, jednak wiedziałam, że momentalnie nam wybaczy, gdy dowie się, co ją czeka. Znaleźliśmy się w pokoju witając dzieci po raz kolejny. Postawiłam różową lalkę na biurku i schowałam się pod łóżkiem razem z jej ojcem. Złapałam go za rękę i powiedziałam jej rówieśnikom, by zamknęli szafę, bo zaraz przyjdzie. Moment kulminacyjny- weszła. Policzyliśmy do dwudziestu zgodnie z umową, po cichu wyszliśmy spod łóżka dając sygnał kolegom i koleżankom wyglądających przez szparę między drzwiami. Zaśpiewaliśmy sto lat, a jej mina była bezcenna. Zrobiłam kilkanaście zdjęć, by móc dołączyć je do kolekcji Lindy. Wyciągnęłam z kieszeni srebrne pudełeczko i wręczyłam je córce.
-Mamo, to niebywałe! Będziemy jak bliźnięta! Skąd wytrzasnęłaś takie same zdjęcia tutaj, jak w twoim naszyjniku? Skąd wzięłaś taki sam naszyjnik?!- zapytała zdumiona. Pokiwałam tylko głową z aprobatą, ucałowałam jej główkę.
-Gdy czegoś chcemy to nie ma trudności, żeby to dostać..- szepnęłam ściskając mocniej rękę mojego najlepszego przyjaciela.
-Gdy czegoś chcemy to nie ma trudności, żeby to dostać..- szepnęłam ściskając mocniej rękę mojego najlepszego przyjaciela.
♦♦♦
Leżeliśmy z Liamem na dachu, mimo chłodu, który okalał nasze ciała. Nie rezygnowaliśmy z naszego planu. Upięłam wysoko włosy i opatuliłam się białym kocem, pod który zdążył wgramolić się mój kompan. Zabierał trzy czwarte materiału, ale wybaczyłam mu to, ponieważ był wyższy ode mnie o dwie głowy, co oznaczało, że ma dłuższe nogi. Słońce już dawno zaszło,
mimo to dzień był nadal bezchmurny, a pola nie były posiane mgłą.
-Jeśli będę miała córkę, to oddam jej ten naszyjnik. Będziesz przychodził do nas na kawę i pomożesz zorganizować mi przyjęcie urodzinowe dla niej i dla mojego syna, dobrze?- zapytałam z nadzieją w głosie. Popatrzyłam na jego oczy, które tępo były skierowane w niezlokalizowany punkt. Uśmiechnął się szeroko i objął mnie w talii.
-Oczywiście, będę w twoim domu regularnie.- powiedział rozbawiony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz