Dziś był ostatni dzień naszych wspólnych wakacji nad morzem, dlatego nasi sąsiedzi z hotelu postanowili wyprawić imprezę. Zdążyliśmy z mężem poznać kilkunastu wspaniałych ludzi i Lanę, która irytowała każdego swoją obecnością, jednak zaproszenie dotarło do niej dwie godziny po wysłaniu. Rozradowana wbiegła do holu i wycałowała twarze WSZYSTKICH siedzących na kanapie, w tym moją i Liama. Popatrzyłam z zazdrością ukrytą w oczach na jej dzisiejszy strój i wtuliłam się w męża. Uśmiechnął się nieznacznie i dalej kontynuował rozmowę. Wyglądał przecudownie w białym topie i czarnych spodenkach. Powiedziałam, że muszę iść do pokoju, by się przebrać i zadzwonić po opiekunkę dla Anny na dzisiejszą noc. Pocałowałam go mimochodem i odeszłam od grupy machając im na pożegnanie.
Wieczór nastąpił szybciej, niż byśmy się tego spodziewali. Nałożyłam ostatnie poprawki na twarz, musiałam przecież choć trochę wpasować się w towarzystwo bogatych dziedziców, by nie wyjść na kogoś, kim nie jestem. Bardzo dbałam o swój wizerunek, wiedziałam, że nie zachodziła taka potrzeba, ponieważ przy sobie miałam ludzi, którzy kochali mnie i ja kochałam ich. Miłość, którą ich darzyłam była jak sen; mało realna i dająca ukojenie po ciężkim dniu. Zdjęłam grube leginsy i podkoszulek męża, stanęłam przed lustrem i zauważyłam, że mój brzuch różni się wielkością od pozostałych kobiet. Wyglądał jak nie wyćwiczony i zapuszczony, jednak uśmiechnęłam się i dotknęłam go opuszkami palców. Poczułam gigantyczne szczęście patrząc na życie rozwijające się we mnie. Stanęłam bokiem do lustra i stałam tak, dopóki do pokoju nie weszła córka. Uśmiechnęłam się do niej przykładając do półnagiego ciała koc, który pośpiesznie ściągnęłam z łóżka. W jej oczach widać było podekscytowanie, chyba zorientowała się, że mój brzuch przeszedł metamorfozę z płaskiego na.. no właśnie.
-Kiedy się urodzi?- zapytała ze śmiechem.- Chłopiec czy dziewczynka?
-Nie wiemy jeszcze. Myślę, że dziewczynka.- Pogłaskałam ją po głowie nadal siedząc w pościeli. Zobaczyła moje zakłopotanie i wyszła życząc mi miłej zabawy. Chciałam zawołać ją z powrotem, jednak czas wyjścia zbliżał się, a wiedziałam, że Liam już czekał na mnie na dole. Nałożyłam białą sukienkę w jaskółki z guzikami do pasa. Uwielbiałam ją pewnie dlatego, że należała do mojej mamy. Wyszłam z pokoju życząc córce miłego wieczora. Minę miała zmartwioną, ale nie zdążyłam zapytać, o co chodzi, bo rozentuzjazmowana Alice wciągnęła mnie w tłum uczestników imprezy. Wszystko wyglądało na idealnie przygotowane, po raz pierwszy nie czułam się zakompleksiona przy innych kobietach, usiadłam na skórzanej kanapie, żeby odetchnąć. W moim wnętrzu narastało podekscytowanie. Bardzo się cieszyłam, że miałam okazję tu być. Ostatnim czasem starałam się coraz bardziej żyć z całych sił. Rzuciłam okiem na drzwi, w których stał Liam. Uśmiechnęłam się do niego i przez moment po prostu patrzyliśmy się sobie w oczy, dopóki nie podeszła Daisy i nie pociągnęła mnie za sobą do szwedzkiego stołu. Poczęstowałam się ciastkiem truskawkowym z galaretką i zaczęłam uginać nogo w kolanach w rytm muzyki. Nie byłam zbyt utalentowaną tancerką, jednak dzisiaj starałam się nie zwracać na to uwagi. Kołysałam się na wszystkie strony, podśpiewywałam, zachowywałam się jak pijana. W końcu dałam się ponieść swobodnym rytmom mojej ulubionej piosenki.
Po dwóch godzinach usiadłam wyczerpana na stołku barowym, zamówiłam wodę mineralną i wypiłam ją duszkiem.
-Widzę, że zmęczona..-zagadnął barman. Zmarszczyłam brwi i poprosiłam o jeszcze jedną wodę, gdyż moje pragnienie nadal było niezaspokojone. Stukałam palcami o blat w oczekiwaniu na mój napój, gdy mój wzrok przykuły dwie osoby. Wwiercałam w nich swoje spojrzenie, jakbym czuła, że może ono zniwelować ich bliski kontakt. Oboje byli pod wpływem alkoholu, dlatego przyjrzałam im się dokładniej. Mężczyzna wyglądał olśniewająco i przyćmił swoją urodą blondynkę. Miała skąpą sukienkę, różową w panterkę do połowy ud. Podziękowałam brunetowi, który nadgorliwie stukał mnie palcem wskazującym w ramię, by podać mi wyczekiwaną przez minuty wodę. Podziękowałam zniecierpliwiona. Zatrzymałam się niedaleko barku i nadal patrzyłam na parę. Głupia idiotko, odwróć wzrok! Podeszłam do znajomej i ze szklanką w ręku zaczęłam podskakiwać. Zdjęłam buty, które ograniczały mój ruch i zawtórowałam DJ'owi, który polecił by unieść ręce w górę. Tani chwyt, aby zwrócić na siebie uwagę. Pewne rzeczy dostrzegałam po prostu po fakcie.
Przymknęłam oczy, aby potężny ból głowy zniknął. Krew w skroniach domagała się ujrzenia światła dziennego. Pulsowała jakby wręcz błagała, by ją uwolnić. Dotknęłam opuszkami palców miejsca, które bolało i zaczęłam masować kolistymi ruchami. Podparłam się o ławę usianą przysmakami z różnych rejonów świata- ryż, sałatka z ananasem i kurczakiem- kto to do cholery łączy? Może to moje pojęcie na temat gotowania było nikłe? Przeleciałam spojrzeniem po stolikach z jedzeniem, aż zrobiło mi się niedobrze. Posłałam Daisy uśmiech mówiący o tym, że mój stan jest w porządku- martwiła się. Nawet bez słów umiałam dobrze kłamać- byłam tym zawiedziona oraz usatysfakcjonowana. Zaczerpnęłam głęboko powietrza i moim celem, tak mało z tej perspektywy możliwym, było dostanie się do pokoju hotelowego. Zacisnęłam pięść i ruszyłam odstawiając wodę na krzesło, na którym siedziałam. Miałam nadzieję, że Liam zorientuje się, że mnie nie ma. Od początku imprezy nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, jak nastolatkowie usiłujący umówić się ze sobą. Może po prostu byliśmy jednym z zaawansowanych małżeństw, które nie potrzebowały rozmów i żyły oddzielnie?
Droga wydawała się być nie do pokonania, jednak szłam dzielnie powtarzając sobie, że najgorsze dopiero przede mną. Zapukałam do drzwi własnego lokum i ujrzałam w nich opiekunkę Anny- Clarę. Uśmiechnęłam się do niej służbowo i poinformowałam, że jest wolna wręczając mały plik banknotów z szuflady przy drzwiach. Podziękowała zdziwiona datkiem i wyszła. Dziwiło mnie to, jak pieniądze uszczęśliwiały ludzi. W pokoju pojawiła się Anna, która powitała mnie uściskiem.
-Dlaczego nie jesteś na imprezie razem z tatą?- zapytała z zaciekawionym wyrazem twarzy. W jej oczach paliły się iskierki zainteresowania, które przyprawiły mnie o szeroki uśmiech. Pogłaskałam ją po blond włoskach i poklepałam po ramieniu. Nie odpowiedziałam jej, ale ona zaakceptowała to i udała się do swojego pokoju życząc mi dobrej nocy. Otworzyłam szafkę męża i poszperałam w części z koszulkami. Wybrałam zieloną z białymi wstawkami, rozpuściłam włosy i ułożyłam się na łóżku zapominając o wieczornej toalecie. Brakło mi sił do ustania, co mówić o myciu w gorącej wodzie. Wszystko wydawało się być w tym momencie męczące, męczyło mnie poczucie, jakbym miała przywiązany szesnasto-kilogramowy worek z piaskiem do każdej części ciała. Zamknęłam oczy i skoncentrowałam się na nadchodzącym marzeniu sennym, jednak skoczny dzwonek telefonu Liama wytrwał mnie ze skupienia i przyprawił o większy ból głowy. Rzuciłam otwartym okiem na ekran. Tato. Postanowiłam odebrać.
-Halo?- odezwałam się po kilkunastu sekundach. Rozmawiałam z zamkniętymi oczami i rękami ułożonymi wzdłuż ciała. Usłyszałam szloch Georga. W moim wnętrzu wybuchła bomba atomowa, płomienie lizały wewnętrzne ściany mojego brzucha, usta skrzywiły mi się w grymasie. Byłam niecierpliwa, pochopna. CZY ZNOWU WPADLIŚMY W KŁOPOTY?! - Co się dzieje, halo, jesteś tam? Co się stało?!
-Rose?- zapytał drżącym głosem. Pokiwałam głową z pełną świadomością, że nie widzi tego. Zorientował się, że nie mam zamiaru odpowiedzieć. Usłyszałam dźwięk otwierania ust przerwany kolejną częścią szlochu przepełnionego melancholią. CO SIĘ DO CHOLERY DZIAŁO?! Czekałam ze zniecierpliwieniem. Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju coraz szybciej, by zabić strach i obawę. Czekanie jest najgorszym uczuciem. Pomijając to, które poczułam, gdy usłyszałam to, co miał mi do powiedzenia.
-Linda nie żyje, umarła dzisiaj rano.- zawył żałośnie. W moim sercu gościła cisza taka, jak ta w słuchawce. Stałam nieruchomo z przygryzionymi wargami. Upuściłam telefon i rzuciłam się na łóżko. Jak małe dziecko waliłam pięściami w sprężysty materac. Nie zważałam na to, czy mój teść się rozłączył. Krzyknęłam. Moja jedyna matka umarła. Usłyszałam dźwięk otwierania drzwi. Pojawił się w nich mój mąż. Był wyraźnie pod wpływem alkoholu, nie wypił mało. Patrzył na mnie z tępym uśmiechem, na jego policzkach widać było czerwone ślady szminki. Wybałuszyłam oczy i rozwarłam usta. Przewrócił oczami i przeciągnął się ukazując swój wyrzeźbiony brzuch, który wychylił się spod koszulki, idącej w górę. Odbiło mu się. To drugi raz, kiedy widzę go w takim stanie. Złapał się za szafkę z butami i przewrócił ją. Zachwiał się i ponownie podparł o framugę drzwi. Przetarł oczy mokrą dłonią. Zdjął koszulkę szykując się do snu. Zmierzyłam wzrokiem jego tors i miałam ochotę się w niego wtulić. Czekałam na jego słowo. Chciałam, żeby oszczędził mi czegokolwiek, jednak wolałam wiedzieć wszystko. Uśmiechnęłam się sztucznie, ironicznie. Nadal stałam w miejscu, nie miałam odwagi się ruszyć. Chciałam zasnąć. Nienawidziłam liczenia na cokolwiek. Łypnęłam na drzwi, które pozostawały niedomknięte.
-Koanie. Mam dwie wiadmości.- złapała go czkawka. Wiedziałam dokładnie, co mnie czeka. Wiedziałam, że ten dzień będzie przeklęty. Obserwowałam go z uwagą. Powstrzymywałam zniecierpliwione łzy, które nagromadziły się w kącikach moich oczu. Zrobiłam krok w przód, by pomóc mu dojść do łóżka, jednak coś mnie zatrzymało, coś zatrzymało moją chęć niesienia pomocy człowiekowi, który zaraz odmieni moje życie. Zacisnęłam rękę na udzie pozostawiając czerwony ślad. Zamknęłam oczy i patrzyłam z nienawiścią na jego próby utrzymania się w pozycji stojącej. Mój przyjaciel. Mój wierny, wspaniały mąż, moja ostoja. Fundament naszej rodziny...- Moja matka nie żye i.. zdradziłem cię..-... zaśmiał się i upadł na podłogę.
Po dwóch godzinach usiadłam wyczerpana na stołku barowym, zamówiłam wodę mineralną i wypiłam ją duszkiem.
-Widzę, że zmęczona..-zagadnął barman. Zmarszczyłam brwi i poprosiłam o jeszcze jedną wodę, gdyż moje pragnienie nadal było niezaspokojone. Stukałam palcami o blat w oczekiwaniu na mój napój, gdy mój wzrok przykuły dwie osoby. Wwiercałam w nich swoje spojrzenie, jakbym czuła, że może ono zniwelować ich bliski kontakt. Oboje byli pod wpływem alkoholu, dlatego przyjrzałam im się dokładniej. Mężczyzna wyglądał olśniewająco i przyćmił swoją urodą blondynkę. Miała skąpą sukienkę, różową w panterkę do połowy ud. Podziękowałam brunetowi, który nadgorliwie stukał mnie palcem wskazującym w ramię, by podać mi wyczekiwaną przez minuty wodę. Podziękowałam zniecierpliwiona. Zatrzymałam się niedaleko barku i nadal patrzyłam na parę. Głupia idiotko, odwróć wzrok! Podeszłam do znajomej i ze szklanką w ręku zaczęłam podskakiwać. Zdjęłam buty, które ograniczały mój ruch i zawtórowałam DJ'owi, który polecił by unieść ręce w górę. Tani chwyt, aby zwrócić na siebie uwagę. Pewne rzeczy dostrzegałam po prostu po fakcie.
Przymknęłam oczy, aby potężny ból głowy zniknął. Krew w skroniach domagała się ujrzenia światła dziennego. Pulsowała jakby wręcz błagała, by ją uwolnić. Dotknęłam opuszkami palców miejsca, które bolało i zaczęłam masować kolistymi ruchami. Podparłam się o ławę usianą przysmakami z różnych rejonów świata- ryż, sałatka z ananasem i kurczakiem- kto to do cholery łączy? Może to moje pojęcie na temat gotowania było nikłe? Przeleciałam spojrzeniem po stolikach z jedzeniem, aż zrobiło mi się niedobrze. Posłałam Daisy uśmiech mówiący o tym, że mój stan jest w porządku- martwiła się. Nawet bez słów umiałam dobrze kłamać- byłam tym zawiedziona oraz usatysfakcjonowana. Zaczerpnęłam głęboko powietrza i moim celem, tak mało z tej perspektywy możliwym, było dostanie się do pokoju hotelowego. Zacisnęłam pięść i ruszyłam odstawiając wodę na krzesło, na którym siedziałam. Miałam nadzieję, że Liam zorientuje się, że mnie nie ma. Od początku imprezy nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, jak nastolatkowie usiłujący umówić się ze sobą. Może po prostu byliśmy jednym z zaawansowanych małżeństw, które nie potrzebowały rozmów i żyły oddzielnie?
Droga wydawała się być nie do pokonania, jednak szłam dzielnie powtarzając sobie, że najgorsze dopiero przede mną. Zapukałam do drzwi własnego lokum i ujrzałam w nich opiekunkę Anny- Clarę. Uśmiechnęłam się do niej służbowo i poinformowałam, że jest wolna wręczając mały plik banknotów z szuflady przy drzwiach. Podziękowała zdziwiona datkiem i wyszła. Dziwiło mnie to, jak pieniądze uszczęśliwiały ludzi. W pokoju pojawiła się Anna, która powitała mnie uściskiem.
-Dlaczego nie jesteś na imprezie razem z tatą?- zapytała z zaciekawionym wyrazem twarzy. W jej oczach paliły się iskierki zainteresowania, które przyprawiły mnie o szeroki uśmiech. Pogłaskałam ją po blond włoskach i poklepałam po ramieniu. Nie odpowiedziałam jej, ale ona zaakceptowała to i udała się do swojego pokoju życząc mi dobrej nocy. Otworzyłam szafkę męża i poszperałam w części z koszulkami. Wybrałam zieloną z białymi wstawkami, rozpuściłam włosy i ułożyłam się na łóżku zapominając o wieczornej toalecie. Brakło mi sił do ustania, co mówić o myciu w gorącej wodzie. Wszystko wydawało się być w tym momencie męczące, męczyło mnie poczucie, jakbym miała przywiązany szesnasto-kilogramowy worek z piaskiem do każdej części ciała. Zamknęłam oczy i skoncentrowałam się na nadchodzącym marzeniu sennym, jednak skoczny dzwonek telefonu Liama wytrwał mnie ze skupienia i przyprawił o większy ból głowy. Rzuciłam otwartym okiem na ekran. Tato. Postanowiłam odebrać.
-Halo?- odezwałam się po kilkunastu sekundach. Rozmawiałam z zamkniętymi oczami i rękami ułożonymi wzdłuż ciała. Usłyszałam szloch Georga. W moim wnętrzu wybuchła bomba atomowa, płomienie lizały wewnętrzne ściany mojego brzucha, usta skrzywiły mi się w grymasie. Byłam niecierpliwa, pochopna. CZY ZNOWU WPADLIŚMY W KŁOPOTY?! - Co się dzieje, halo, jesteś tam? Co się stało?!
-Rose?- zapytał drżącym głosem. Pokiwałam głową z pełną świadomością, że nie widzi tego. Zorientował się, że nie mam zamiaru odpowiedzieć. Usłyszałam dźwięk otwierania ust przerwany kolejną częścią szlochu przepełnionego melancholią. CO SIĘ DO CHOLERY DZIAŁO?! Czekałam ze zniecierpliwieniem. Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju coraz szybciej, by zabić strach i obawę. Czekanie jest najgorszym uczuciem. Pomijając to, które poczułam, gdy usłyszałam to, co miał mi do powiedzenia.
-Linda nie żyje, umarła dzisiaj rano.- zawył żałośnie. W moim sercu gościła cisza taka, jak ta w słuchawce. Stałam nieruchomo z przygryzionymi wargami. Upuściłam telefon i rzuciłam się na łóżko. Jak małe dziecko waliłam pięściami w sprężysty materac. Nie zważałam na to, czy mój teść się rozłączył. Krzyknęłam. Moja jedyna matka umarła. Usłyszałam dźwięk otwierania drzwi. Pojawił się w nich mój mąż. Był wyraźnie pod wpływem alkoholu, nie wypił mało. Patrzył na mnie z tępym uśmiechem, na jego policzkach widać było czerwone ślady szminki. Wybałuszyłam oczy i rozwarłam usta. Przewrócił oczami i przeciągnął się ukazując swój wyrzeźbiony brzuch, który wychylił się spod koszulki, idącej w górę. Odbiło mu się. To drugi raz, kiedy widzę go w takim stanie. Złapał się za szafkę z butami i przewrócił ją. Zachwiał się i ponownie podparł o framugę drzwi. Przetarł oczy mokrą dłonią. Zdjął koszulkę szykując się do snu. Zmierzyłam wzrokiem jego tors i miałam ochotę się w niego wtulić. Czekałam na jego słowo. Chciałam, żeby oszczędził mi czegokolwiek, jednak wolałam wiedzieć wszystko. Uśmiechnęłam się sztucznie, ironicznie. Nadal stałam w miejscu, nie miałam odwagi się ruszyć. Chciałam zasnąć. Nienawidziłam liczenia na cokolwiek. Łypnęłam na drzwi, które pozostawały niedomknięte.
-Koanie. Mam dwie wiadmości.- złapała go czkawka. Wiedziałam dokładnie, co mnie czeka. Wiedziałam, że ten dzień będzie przeklęty. Obserwowałam go z uwagą. Powstrzymywałam zniecierpliwione łzy, które nagromadziły się w kącikach moich oczu. Zrobiłam krok w przód, by pomóc mu dojść do łóżka, jednak coś mnie zatrzymało, coś zatrzymało moją chęć niesienia pomocy człowiekowi, który zaraz odmieni moje życie. Zacisnęłam rękę na udzie pozostawiając czerwony ślad. Zamknęłam oczy i patrzyłam z nienawiścią na jego próby utrzymania się w pozycji stojącej. Mój przyjaciel. Mój wierny, wspaniały mąż, moja ostoja. Fundament naszej rodziny...- Moja matka nie żye i.. zdradziłem cię..-... zaśmiał się i upadł na podłogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz