Występ naszej córki nie wskórał nic w moim aktualnym stosunku do męża. Miałam wrażenie, jakby miłość, którą go darzę zatrzymała się w sekundzie, w jakiej wszedł do domu. Moje nerwy narastają za każdym razem, gdy patrzę na niego. Widzę wtedy jak roześmiany oznajmia mi o swoim czynie. Było jednak coś śmiertelnie poważnego w jego rozbawieniu. Nie miałam serca uderzyć go, więc pohamowałam własną chęć, mimo żalu, jaki panował w moim wnętrzu przez własny zakaz. Przepraszał mnie, mówił, że wszystko mi wytłumaczy, jednak ja nie umiałam mu uwierzyć. Odwieczne 'wytłumaczę ci wszystko, to nie tak' nie działa, bo oboje wiedzieliśmy jak to było. Postanowiłam swoje, udawałam nieugiętą. Liam będzie mieszkał na dolnym piętrze, w pokoju jego matki, która odeszła od nas wczorajszego ranka.
Dobra, zakochana część mnie tak cholernie chciała przytulić go do siebie, żeby wiedział, jak bardzo może polegać na swojej rodzinie. Wygrała duma, która nie pozwalała mi się nawet do niego zbliżyć. Było mi tak źle z tym, co się stało. Jak mógł mnie tak zranić? Czy było mu źle? Czy miał jakiekolwiek powody, by odskoczyć od naszej rodziny, która zapowiadała się być idealną? Dlaczego zawsze musi coś pójść nie tak?
-Pogrzeb jest za dwa dni, jak masz zamiar powiedzieć o tym Annie?- zapytał z czułością i żalem w głosie. Patrzył na mnie wciąż tym samym spojrzeniem, co tydzień, czy rok temu. Nic się nie zmieniło. Więc co go nakłoniło do tego, co zrobił? Tak strasznie chciałam wiedzieć, jednak na każdą jego próbę wyjaśnienia mi odpowiadałam nienawistnym spojrzeniem. Toczyłam walkę ze sobą, między dwoma odrębnymi częściami mojego charakteru, który zmienił się nieodwracalnie. Cierpienie nawracało regularnie, już nie miałam gdzie kryć łez, brakło mi siły na udawanie, że nie dotknęło mnie to, co zrobiła moja miłość. W każdej minucie zastanawiałam się, jak mam mu wybaczyć. Coś po prostu odciągało mnie od niego.
-Ty to zrobisz. Czy nie sądzisz, że powinnam oszczędzić sobie stresu i bólu? Wcale mi nie pomogłeś, Liamie. Powiedziałeś tyle ciepłych słów, w które wierzyłam. Jak mogłeś tak perfidnie mnie oszukać?- zapytałam widząc ból w jego oczach. Postanowiłam kontynuować, by choć w małym stopniu poczuł się jak ja.- Czego ci brakowało? Ciężarna żona to chyba za dużo, tak? Lana jest młoda, śliczna i szczupła, a ja tyję z dnia na dzień, staję się coraz gorsza, a ty się oddalasz. Ale dlaczego? Dlaczego oddaliłeś od siebie moją miłość? Co zrobiłam źle?!
-SŁYSZYSZ SIEBIE?!- krzyknął po czym ściszył głos.- Na prawdę myślisz, że przestałem kiedykolwiek myśleć o tobie? Potrafisz poskładać logicznie fakty? Znamy się cholerne dwadzieścia sześć lat, myślisz, że mógłbym spojrzeć na kogoś innego tak, jak na ciebie? Usiłuję ci powiedzieć, jak było od samego początku, jednak nie dajesz mi dokończyć. Chcesz, żeby tak było?
-Och, oczywiście! Chodź, skarbie, wybaczę ci to, co zrobiłeś ostatniej nocy, bo powinnam. To przecież tylko zdrada, a ja uwielbiam dzielić się osobą, którą kocham nad życie. I to ja nie umiem logicznie myśleć? Uważasz się za niewinnego?!- wrzasnęłam przez łzy. Spakowałam resztki kosmetyków i wybiegłam z pokoju, w którym leżeliśmy wtuleni oglądając telewizję. Nie umiałam mu wybaczyć w tej chwili nawet, gdy znałam jego dobre intencje. Zawołałam Annę i powiedziałam, że ruszamy w drogę. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach w rezultacie czego popchnęłam ją w stronę drzwi. Zanim zatrzasnęłam drzwi z hukiem usłyszałam spokojny głos Liama.
-Proszę, uważaj na drodze, nie jedź za szybko.- zakomunikował ze smutnym uśmiechem. Zamykając drzwi poczułam, jakbym zamykała drogę do naszego wspólnego szczęścia. Załkałam bagatelizując obecność córki. Zaczynałam za nim tęsknić już teraz. Chciałam wrócić, by wtulić się w jego ciepłą klatkę piersiową i poczuć jego dłoń na swojej twarzy. Nie umiałam się pogodzić z tym, że moje zaufanie zmniejszyło się. Umiałam jednak zwalczyć złe myśli, które jedna po drugiej wskakiwały do mojej głowy i burzyły to, na co oboje pracowaliśmy. Otworzyłam drzwi i czekałam, aż wyjdzie, by zobaczyć, kto jest gościem.
-Liam, zbieraj się. Nigdzie nie pojedziemy oddzielnie.- obwieściłam. Objął mnie spojrzeniem i bez słowa poszedł do pokoju. Tak myślałam. A nie, jednak nie tak. Mąż wrócił z brązową walizką. Wyszłam, wiedząc, że podąża za mną. Za chwilę musiałam odegrać scenę z filmu o idealnej rodzinie, ale przed tym, będąc wszystkiego pewna, postanowiłam zniszczyć swój wizerunek w oczach ludzi, których widziałam prawdopodobnie dzisiaj ostatni raz. Zerknęłam na córkę i męża, powiedziałam, że powinni wpakować walizki do bagażnika. Jak na komendę oboje zerwali się z miejsca, Anna chwyciła swoją walizkę, a Liam wziął dwie pozostałe i opuścili korytarz. Poczekałam, aż znajdą się w bezpiecznej odległości od holu. Wyciągnęłam klucz z drzwi i zbiegłam po schodach. Znalazłam się w recepcji, gdzie siedzieli wszyscy moi dotychczasowi znajomi. Uśmiechnęłam się do Daisy i Alice. Oddałam klucz facetowi w uniformie i podeszłam do dziewczyn na kanapie.
-Lana.. ym..- uśmiechnęłam się do niej.- Możemy porozmawiać?
-Oczywiście, Rose.- wydęła usta i uniosła brwi. Podparła brodę dłonią i patrzyła z wyczekiwaniem na mnie. Sarkastyczny uśmiech zszedł jej z ust pełnych botoksu, gdy z całej siły uderzyłam ją w twarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz