czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 7, Rosie

Dwa miesiące później
   Grace Rea rozwijała się w zawrotnym tempie. Każdy z nas oczekiwał na jej przyjście na świat. Moja twarz nabrała na pulchności, każdy traktował mnie jak porcelanową lalkę, mimo, że zmiany dopiero przede mną. Między mną a Liamem niewiele się zmieniło, jednak nadal mieszkaliśmy w jednym domu i staraliśmy się jakoś współgrać. Nastąpił remont pokoju naszych córek- tej żyjącej wśród nas i tej nadchodzącej. Okazało się, że pokój Anny może być na prawdę przestrzenny. Podzielony na połowę ścianą okazał się mieć więcej uroku niż niejedna sypialnia z kolorowych magazynów. Miałam nadzieję, że będą żyły w zgodzie. 
   Z okazji wolnego dnia przygotowałam sobie obfity obiad, który po kilku minutach zniknął z talerza. Z dnia na dzień coraz bardziej chciało mi się jeść, nie wiem, czy to jeszcze nie za wcześnie. Patrzyłam na uporządkowaną kuchnię i przed oczami wirowały mi wszystkie chwile, które spędziliśmy w tym domu z Liamem. Pierwszy dzień razem- całą trójką, jego dwudzieste urodziny.. Mój mąż za tydzień kończył dwadzieścia dziewięć lat, a ja nie byłam w stanie zapewnić mu jakiejkolwiek niespodzianki. 
   Siedziałam przed telewizorem i rozleniwiona pochłaniałam popcorn. Obiecałam sobie, że zacznę odżywiać się zdrowiej i zrezygnuję ze śmieciowego jedzenia. Dzisiaj postanowiłam zrobić sobie przyjemność i zrelaksować się oglądając film. Za piętnaście minut powinna wrócić Anna. Uświadomiłam sobie, że powinnam zrobić jej coś do jedzenia, jak zawsze. Atmosfera w domu się zmieniła, jednak pewne zasady nadal panowały w tym domu. Otworzyłam lodówkę i przejechałam spojrzeniem po produktach. W końcu zdecydowałam się na zupę mleczną, którą uwielbiała. Wyciągnęłam też dżem wiśniowy, który idealnie komponował się z mlekiem, nadając daniu słodki, aczkolwiek delikatny smak. Usłyszałam kroki, następnie dźwięk otwieranych drzwi. Uśmiechnęłam się, nie przerywając gotowania mleka. 
-Cześć, Rose. Dzisiaj po prostu wcześniej skończyłem..- odezwał się znajomy głos. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, jak mąż podchodzi i przytula mnie od tyłu, jak zawsze, gdy byłam zajęta. Na to wspomnienie po plecach przeszły mi ciarki, wzdrygnęłam się niewidocznie. 
-O, Liam.. Hej.- rzuciłam nie odwracając się za siebie. Podczas, gdy nasze czułości ograniczały się do zera pragnęłam ich bardziej, bałam się swojej reakcji na jego widok. Zmarszczyłam brwi i uśmiechnęłam się pod nosem. -Chciałbyś może zjeść zupy mlecznej?- mój ton przybrał oficjalną barwę, której się obawiałam. 
-Nie, dzięki..-powiedział obojętnym tonem. Nie mogłam dłużej zwlekać, odwróciłam się do niego i zobaczyłam tę samą twarz, co każdego naszego szczęśliwego dnia.- Ym.. Może ja już pójdę.. 
Nie miałam zamiaru go zatrzymywać, dlatego odprowadziłam go spojrzeniem. Niedługo po tym do domu weszła Anna i uśmiechnęła się serdecznie i cisnęła nonszalancko plecakiem w kąt przedsionka. Spojrzałam na nią badawczo, jednak ta usiadła jedynie na stołku barowym oczekując ciepłego obiadu. Wróciłam więc do gotowania, przemieszałam makaron i po pięciu minutach podałam jej danie. 
-Zapomniałam. Narysowałam wam rysunek na lodówkę..- oznajmiła i tęsknie spojrzała na jedno z naszych wspólnych zdjęć. Wiedziałam, jaki ból sprawiała jej aktualna sytuacja rodzinna, ale byłam uwięziona w poczuciu, że nie mogę nic z tym zrobić. Schyliła się do plecaka, wyjęła kolorową teczkę na prace plastyczne i położyła na blacie białą kartkę. Odwróciłam ją i przyjrzałam się postaciom. Miałam długie włosy i różową sukienkę. Widocznie stałam z profilu, bo półkole, które było na moim brzuchu z innej perspektywy wydawało się być inne. Przyjrzałam się mojej twarzy. Oczy miałam skierowane na postać obok- Liama jak myślę. Niemiły grymas gościł na mojej twarzy, brwi były zmarszczone, usta wykrzywione. Patrzyłam ze złością na Liama, który płakał. Jego łzy ciągnęły się w nieskończoność, w swoich nogach dostrzegłam niebieską elipsę- kałużę z zawodzenia mojego męża. Na drugim końcu kartki była dziewczynka z blond włosami, miała rozpromienioną twarz. Odłożyłam kartkę do szuflady. 
   Padłam zmęczona na łóżko małżeńskie. Chciałam porozmawiać z Anną o tym, co zainscenizowała na swoim obrazku, ale nie miałam na nic siły. Wyciągnęłam telefon z kieszeni jeansów i wybrałam numer do Liama. Napisałam mu sms'a, w którym poprosiłam, aby zjawił się w moim pokoju. Ściany były wypaćkane palcami naszej córki, gdzieniegdzie można było zobaczyć nie do końca zamalowane esy-floresy jeszcze za czasów, gdy miała trzy latka i odkrywała w sobie duszę artystki. 
-Czego chciałaś, Rose?- zapytał nie odrywając ode mnie wzroku. Nie odważył się zrobić nawet kroku, więc poleciłam mu, by usiadł na łóżku, obok mnie. Wydawał się być zaskoczony, ale zrobił to. Tyle słów było w mojej głowie, tyle razy chciałam wykrzyczeć mu wszystko w twarz! 
-Ja nie chcę, żeby nasz kontakt był oparty na oschłym przywitaniu. Mamy dwójkę dzieci, Liam.. Jedno już wariuje, myśli, że jestem tyranem, który sprawia, że płaczesz. To nie może dłużej trwać..
-Co masz na myśli, Rosie?- zapytał drżącym głosem. Widziałam w jego oczach strach i obawę, która wydawała mi się być słuszną. Rzuciłam okiem na jedno z naszych zdjęć- trzy lata temu nad morzem. Doskonale pamiętam naszą radość ze wspólnego spędzania czasu. Pamiętam wzajemną akceptację, zaufanie i wierność. Pierwszy raz od jakiegoś czasu powiedział do mnie Rosie co sprawiło, że słowa, które miałam do powiedzenia utknęły mi w gardle. -Wszystko ci wytłumaczę, proszę.. 
-Nie chcę tłumaczeń, Liam. Chcę, żeby któreś z nas opuściło dom dopóki nie urodzi się dziecko. Później ustalimy, co z rozwodem. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz