czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 8, Liam

   Wsłuchiwałem się w doskonały dźwięk wiolonczeli wpatrując się w kolorowe łąki, które karmiły mnie swoim pięknem. Byłem gdzieś indziej, nie wiedziałem gdzie. Uciekałem w swojej podświadomości, wciąż oddalałem się od tego, co powiedziała moja żona. Jej słowa ciągle krążyły mi w głowie. Trudno było mi to przyjąć do siebie, tym bardziej, że nie wiedziała kompletnie nic. Kilka razy usiłowałem jej powiedzieć jak było na prawdę, jednak nie dała mi zwyczajnie dojść do słowa. Bałem się krzyknąć, jakby mój głos miał moc destrukcyjną. Uważałem na słowa, każde z nich było przemyślane i odpowiednio dobrane. Marzyłem, by Rose dowiedziała się, co tak na prawdę wydarzyło się na imprezie pożegnalnej. Z perspektywy każdego innego człowieka miałem bardzo wiele okazji, by ją oświecić. W okrągłe dwa miesiące mogłem przedstawić jej każdą scenę tamtej nocy. Chciałem po prostu widzieć, ile wystarczy, by nasze małżeństwo, na które tak pracowaliśmy legło w gruzach. Ciężko było mi cokolwiek mówić o sytuacji, która zraniła każdego z nas. Nie chciałem, by Grace nie miała ojca, paliłem się do tego, by zapewnić mojej rodzinie bezpieczną przystań, do której chciałyby wracać po ciężkim dniu. Tak strasznie pragnąłem zyskać na szacunku w oczach najważniejszych kobiet w moim życiu. Dlaczego tak wiele lat okazało się być jak bańka mydlana? Nie byłem w stanie zobrazować żonie tego, co się działo, jednak czułem, że muszę to zrobić upokarzając się przed samym sobą. 
   Dzień był słoneczny, aczkolwiek mrok zapadł dosyć szybko, musiałem wykorzystać ostatni czas urlopu żony, dlatego wszystko idealnie zaplanowałem z nadzieją, że jej się podoba. Wierzyła, że impreza organizowana jest przez mieszkańców hotelu. Była urocza. Gdy zobaczyłem jak wygląda.. myślałem, że moje oczy nie nacieszą się tym cudownym widokiem. Uwielbiałem ją w upiętych włosach i w sukience. Przypominał mi się nasz ślub. Oboje byliśmy zestresowani i zdziwieni, że to się dzieje. Osobiście zawsze myślałem, że będziemy oddzielnie, że ona będzie ze swoim mężem, a ja ze swoją żoną. Obiecywaliśmy sobie wpadać do swoich domów, odwiedzać się i pomagać w złych momentach życia. Dopięliśmy swego, bo od tamtego czasu byliśmy nierozłączni. Rzadko się kłóciliśmy, a jeśli już, to zawsze wychodziliśmy bez szwanku. Od zawsze dla każdego byliśmy jak rodzeństwo, dlatego nie wyobrażam sobie życia bez jej śmiechu. Nadal widzę w przyszłości nasze wyjazdy nad morze, całą czwórką. Nie mogłem jej dojrzeć, wstydzę się tego, ale pomyślałem, że wyszła gdzieś z jakimś facetem. Głowiłem się, gdzie może teraz być. Była tak piękna! Za każdym razem oglądano się za nią, gdy szliśmy we dwoje, pod rękę. Sięgnąłem po piwo, po prostu. Już nie chodziło nawet o moje bezpodstawne obawy. Usiadłem na kanapie i sączyłem napój. Jack zaproponował mi kolejny i skończyło się na tym, że wypiłem sześć puszek. Zastanawiałem się, jakim cudem stoję jeszcze na nogach. Tańczyłem z każdym możliwym człowiekiem na sali z wyjątkiem Lany. Nienawidziłem jej od samego początku. W jej oczach było wypisane ostrzeżenie, nie chciałem się do niej zbliżać. Piwo działało na mnie gorzej, niż kiedykolwiek. Całkowicie zapomniałem o tym, że alkoholizm w mojej rodzinie był przekazywany genetycznie. Jeden dzień mógłby stanowić wyjątek. Po siódmym piwie czułem się ospały i podatny na wszelkie bodźce. Po mojej głowie rozchodził się ból, którego nie byłem w stanie znieść. Potem zadzwoniłem do ojca z telefonu któregoś z chłopaków i dowiedziałem się, że umarła moja mama. Po namowie Lany dobiłem do dziewięciu dawek. Zaczęliśmy tańczyć. Była coraz bliżej, a ja nie stawiałem oporu, gdyż ledwo trzymałem równowagę. Byłem święcie przekonany, że dosypała mi czegoś do alkoholu, jednak do tej pory nie mam takiej gwarancji. Miałem wrażenie, że przekroczyłem śmiertelną dawkę 'magicznego' napoju, bo nastąpiły zaniki pamięci i trudności z mową. Nie widziałem nic złego w tym, że nie hamowała się z dotykaniem mnie, szeptała mi do ucha różne rzeczy, mówiła kilkakrotnie, że jest moją żoną- Rosie. Krótko mówiąc.. doszło do zatrucia alkoholowego, z którym nic nie zrobiliśmy. Nie wiem, do teraz, jakim cudem mój organizm wyparł taką ilość, Bogu dzięki, że nadal tu jestem. Ciągle tańczyliśmy, nie ustępowała. Były dwie kwestie, które mimo wszystko były w mojej głowie. Śmierć matki i Rose, która przecież tańczyła obok. Kilkakrotnie udało mi się połączyć fakty- kolor włosów i sukienka mojej żony się nie zgadzały, kobieta, z którą tańczyłem była za niska. Wiarygodnie wpierała mi to, co miała zaplanowane, a ja łykałem to. Byłem naiwnie wierny tej rurze. Położyłem jej rękę na ramieniu usiłując wykrzesać z siebie jakiekolwiek słowo świadczące o tym, że chcę wrócić. Moje spojrzenie błagało ją o to, by odprowadziła mnie do apartamentu mojej rodziny. Ona jednak chwyciła moją dłoń i zsunęła nieco niżej. Byłem podatny na każdy ruch, poddawałem się jej, jak małe dziecko matce. Udawała zdziwioną moimi gestami, które były kierowane przez nią. Ja po prostu byłem jej marionetką, chciała zaszkodzić Rose. Wiedziałem to od samego początku, dopóki mój stan się nie pogorszył. Moje oczy były przysłonięte jej kłamstwami, które wypuszczała ku mnie raz po raz. Minęło trochę czasu, kiedy uświadomiłem sobie, że zmierzamy, ku jej pokojowi. Był odległy od naszego miejsca zakwaterowania. Nie wiedziałem, gdzie idę.
-Skarbie, idziemy do Anny, jest strasznie głodna.- uspokajała mnie głaszcząc po głowie. Oddychałem głęboko, szedłem za nią bez słowa, bo nie potrafiłem się zorientować, gdzie jestem. Świat wirował mi w oczach, jedyną podporą była ściana i jej wypielęgnowana dłoń. Dusiłem w sobie krzyk w momentach, kiedy pamięć wracała, były to jednak nieznaczne sekundy, które później nie pojawiały się w ogóle. Zasypiałem na stojąco, szedłem z przymkniętymi oczami, a droga wydawała się trwać całe wieki. Nie miałem innego wyjścia i nie byłem zdolny, by się sprzeciwiać. Miałem nieopartą chęć uderzenia tej kobiety, manipulowała moją koordynacją ruchową. Otworzyła mosiężnym kluczem dębowe drzwi, przez które przeszliśmy stosunkowo szybko jak na moje opóźnione tempo. Podparłem się o boazerię, a 'Rosie' zdjęła mi buty nie szczędząc dotyku. Sposób, w jaki to robiła był zachłanny, nachalny i nie podobny do niej. Słowa utknęły mi w gardle, nie byłem zdolny do tego, by mówić. Popatrzyła na mnie i pocałowała mnie w usta. Podniosłem rękę, by ją odepchnąć, lecz ta ciągle powtarzała, że nie jestem sobą i że jest moją żoną. Złapała mnie za rękę i po raz kolejny położyła na swojej klatce piersiowej. Sprzeciwiłem się temu, jednak nie na długo. Zawiesiłem się na jej ramieniu i zacząłem przysypiać.- Nie tak szybko..- zaśmiała się. Zaprowadziła mnie do swojej sypialni, o ile dobrze pamiętam dominowały tam przeróżne odcienie różu, którego Rosie nie cierpiała. 
-Rose.. Nie jesteśmy u nas w domu- majaczyłem. Kobieta zaproponowała mi jeszcze jedno piwo, które wypiłem do połowy. Puszka była objętościowo dwa razy większa od tych, które pochłonąłem na imprezie. Ociężale ułożyłem się w łóżku i pozwoliłem sobie zasnąć. Nie przypominam sobie, by śniło mi się cokolwiek innego, niż nasz rodzinny dom. Zostałem obudzony faktem, że ktoś ściągał ze mnie spodnie. Potem było mi jeszcze łatwiej zasnąć. Po około dwóch godzinach otworzyłem oczy i ujrzałem obok siebie blondynkę z nienaturalnie dużymi ustami. Potrząsnąłem głową, co przyprawiło mnie jedynie o wzmożony ból. Byłem nagi, nie miałem na sobie nic, oprócz śladów jej szminki, co przyprawiło mnie o dreszcze. Nadal nie byłem zdolny by zainterweniować. Przecież to była Rose, byłem pijany i myślałem, że mi się wydaje to, co się akurat dzieje. Przytuliłem się do niej, potem spojrzałem w górę, na jej szkaradną twarz i powiedziałem, by wynosiła się z mojego łóżka, bo czekam na żonę. Zaśmiała się swoim perlistym śmiechem i pogłaskała mnie po policzku mamrocząc coś o tym, że może mnie mieć na jedną noc. Zacząłem wykrzykiwać do niej wymyślone słowa, które nie brzmiały nawet w przybliżeniu tak, jak te, które miałem na myśli. W moim umyśle pobrzmiewało jedno imię- Rose, Rose, Rose. Moja ukochana Rosie! Wstałem z łóżka i w tym samym momencie runąłem na podłogę. 
-Biedny Liam..- westchnęła sztucznie Lana i usiadła obok mnie. Szukałem ręką miejsca podparcia, jednak na swojej drodze napotkałem tylko jej krótką nogę. Wzdrygnąłem się i wznowiłem swoje poszukiwania. Marzyłem, by znaleźć się z powrotem w domu, jednak wydawało się być to niemożliwym celem. Miałem wrażenie, jakbym zaczynał odzyskiwać świadomość, jednak ulotniło się ono, gdy zobaczyłem Annę stojącą obok łóżka. Miała włosy splecione w warkocz. Krzyknąłem w myślach. Tatuś przeprasza, kochanie.. Patrzyłem na nią z uwagą.- Gdzie patrzysz kretynie? Zwijamy się.. 
Ubrała mnie, a trwało to bardzo długo, całą wieczność, którą przeżywałem od nowa, gdy zdawałem sobie sprawę, co zrobiłem. Nie umiałem sobie wybaczyć. Załkałem, a bezczelna pinda wyszła z pokoju i wlała mi do ust jeszcze więcej alkoholu. Po piętnastu minutach płakałem bez opamiętania. Gdy wyszliśmy z domu zacząłem się śmiać na cały korytarz. Spoliczkowała mnie mocno. Usadziła na ławce, upewniając się, czy nikt nie idzie. Wysmarowała sobie usta purpurową szminką i wycałowała moją twarz. Kilkakrotnie ją odpychałem, jednak górowała nade mną siłą. Byłem słaby, tak cholernie słaby. Minęło dwadzieścia minut, zanim znaleźliśmy się przed drzwiami apartamentu mojego, córki i żony. Lana przyparła mnie do ściany i ponownie pocałowała.
-Liamie, nie zapominaj, że twoja matka nie żyje.. I że właśnie zdradziłeś żonę. Teraz powinieneś wejść do pokoju i jej to oznajmić. Jeśli ją kochasz.. ona musi wiedzieć, rozumiesz?- zapytała z nienawiścią w oczach. Pokiwałem głową na potwierdzenie. Stałem oparty o ścianę, która raniła moje plecy. Miałem wrażenie, jakby przyciskały mnie do niej przeciwległe mury. Ponownie załkałem. Długo decydowałem się na wejście do środka. Gdy zaczął dopisywać mi sztucznie dobry humor nacisnąłem klamkę i znalazłem się w środku. Moja równowaga była porządnie zaburzona, jednak zdołałem zauważyć Rosie. Ach, jaka ona była piękna. Nałożyła moją ukochaną bluzkę i.. Liamie, nie zapominaj, że twoja matka nie żyje.. I że właśnie zdradziłeś żonę. Teraz powinieneś wejść do pokoju i jej to oznajmić. Jeśli ją kochasz.. ona musi wiedzieć, rozumiesz? Oparłem się o framugę drzwi i czekałem. Odbiło mi się. Patrzyłem z tępym, lecz szczerym uśmiechem na miłość mojego życia. Przepraszam, Rosie. 
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz