Patrzyłam, jak mój mąż wychodził z pokoju ze spuszczoną głową. Nie chciałam mówić tego, co powiedziałam, nie żałowałam, że wyszłam za niego. Gdyby była taka możliwość zrobiłabym to jeszcze raz. Nie bałam się kolejnej zdrady, bo wiedziałam, że takowa nie zaistnieje, jednak wciąż było coś, co trzymało mnie na dystans do Liama, którego tak strasznie kochałam. Patrzyłam się bez celu w miejsce, gdzie przed chwilą siedział. Do moich oczu nabiegły łzy i mimo łatwości rozchodzenia się dźwięku w moim domu załkałam na głos, ponieważ niemożliwością było się w mojej sytuacji od tego powstrzymać. Co jakiś czas, regularnie dopadało mnie przeczucie, że on jest tak na prawdę niewinny, ale dobrze wiedziałam, że mieszało się z moim najskrytszym pragnieniem. Takie rzeczy zdarzały się tylko w filmach. Wiedziałam doskonale, że ani dzisiaj, ani jutro nie będę miała możliwości przytulenia się do męża, gdy nie będę mogła zasnąć.
Na dworze robiło się coraz ciemniej, ale nie zważając na to wyszłam. Mijałam dziesiątki drzew, które wydawały się podzielać moje wewnętrzne rozdarcie. Byłam świadoma, że powinnam panować nad własnymi emocjami dla dobra naszej nienarodzonej córki. Zastanawiałam się, jak to będzie, gdy Grace się urodzi i nie będzie przy niej kochanego ojca. Chciałam jej zapewnić dzieciństwo w rodzinnym gronie, ale nie umiałam. Nie wiedziałam, jak wysłuchać Liama, każde jego słowo wyglądało na kłamstwo, mimo całego szacunku, jakim go darzyłam. Nadal istniała we mnie cząstka zaufania do niego. Usiadłam na ławce przy bramie wjazdowej i przetarłam dłonią drewnianą powierzchnię. Przed oczami zatańczyły mi wspomnienia, których mimo wszystko nie zapomnę. Wiedziałam, że ten człowiek nie będzie mi nigdy obojętny. Wiele razy wmawiałam sobie, że umiem mu wybaczyć. Umiem mu wybaczyć!
Chłód otulił mnie sobą aż poczułam ciarki na karku. Dostałam gęsiej skórki, którą zaczęłam zwalczać ciepłem bijącym od dłoni. Zapomniałam, kiedy ostatnio udałam się do spa, lub do fryzjera. Zapomniałam o przyjemnościach, a co najważniejsze.. zapomniałam o mojej córce, której z dnia na dzień poświęcałam coraz mniej czasu. Nie chciałam, żeby Grace była narażona na to samo z mojej strony. Automatycznie dotknęłam brzucha, który z dnia na dzień stawał się większy. Zniecierpliwiona czekałam na kolejną wizytę u lekarza, by zobaczyć jej wykształcające się kończyny. Podparłam głowę ręką i westchnęłam. Prawdę mówiąc miałam nadzieję, że przyjdzie tu Liam i usiądzie obok mnie. Byłam jak nastolatka, która boi się zrobić pierwszy krok z obawą przed odrzuceniem. Zaczynaliśmy wszystko od nowa. Albo kończyliśmy wszystko od początku. Liam nie przyszedł.
Następny dzień nie zapowiadał się interesująco, dlatego z nadzieją, że córka nakarmi się sama nie wstawałam z łóżka, gdy otworzyłam oczy. Sięgnęłam po telefon leżący na białej szafce nocnej i zorientowałam się w czasie. Sobota- Anna wyjeżdżała na wycieczkę dwudniową, a ja musiałam zostać sama w jednym domu z Liamem. Na samą myśl się wzdrygnęłam i poczułam, jak źrenice mi pęcznieją z poddenerwowania. Nie mogłam myśleć o nim dobrze. Jako psycholog powinnam rozważyć za i przeciw, jednak bałam się, że jedno zniweluje drugie, nie byłam pewna, które. Przeczesałam włosy palcami i spojrzałam w okno. Pogoda kolejny raz z rzędu nie zaskoczyła mnie swoim pięknem. Piękne mieliśmy lato tej jesieni. Miałam wrażenie, że zaraz powinnam być spakowana, bo wyjeżdżamy do Lindy i nad morze. Obawiałam się, że wyjazd sprzed dwóch miesięcy był naszym ostatnim. Po trzydziestu minutach lustrowania wzrokiem sypialni zrzuciłam z siebie satynową narzutkę i znalazłam się na korytarzu. Rozejrzałam się w obie strony upewniając się, czy nikt nie nadchodzi. Z dołu dobiegały odgłosy niedostrojonego radia, które walczyło z Liamem. Czego on by nie zrobił dla swoich starych piosenek.. Rzuciłam wzrokiem na garderobę, w której roiło się od różnorodnych koszul służbowych męża. Zamknęłam bezszelestnie drzwi i stanęłam na przeciwko wejścia na strych. Nie wyróżniało się zbytnio od innych, jednak przeciąg, który przeciskał się przez szparę między drzwiami a podłogą, delikatnie pieścił stopy. Wiedziałam, że okno na górze było otwarte.
Dotknęłam delikatnie wypolerowanej klamki i nacisnęłam ją, by znaleźć się na strychu. Stopień po stopniu- byłam coraz bliżej mojego celu, jednak nadal wydawało mi się, że nigdy tam nie dojdę. Moja ręka przylgnęła do ściany i była masowana przez jej chropowatą powierzchnię, nie zatrzymywałam się, co najwyżej zwalniałam tempo, by przyjrzeć się starym fotografiom, jeszcze za czasów mojej zmarłej teściowej. Dotknęło mnie szczęście postaci ze zdjęć, mimowolnie się uśmiechnęłam, by powstrzymać napływające do oczu łzy. Często myślałam o Lindzie, ale rzadko kiedy na jej wspomnienie chciało mi się płakać. Wiedziałam, że jest jej lepiej tam, gdzie aktualnie się znajduje. Wierzę, że kiedyś się zobaczymy.
Promienie słoneczne wpadały dyskretnie przez okno oświetlając pasami podłogę. Cały pokój zyskał na klimacie do rozpamiętywania. Wygładziłam spodnie, które zmarszczyły się na udach i spojrzałam w duże lustro. Twarz zaokrąglała mi się, a biodra były odrobinę szersze. Przytyłam sześć kilogramów przez ostatni miesiąc. Założyłam włosy za uszy i wpatrywałam się w swoje odbicie przez dłuższy czas. Dotknęłam tafli lustra, jakbym spotkała kogoś innego, jakbym stała na przeciwko nowo wykreowanej osoby, która nie umiała poradzić sobie ze swoimi problemami. Przywołałam w myślach obraz mamy, który przyprawił mnie o szczery uśmiech. Kazałaby mi mu wybaczyć, swoim ostrym tonem nakrzyczałaby na mnie, potem jej głos przeszedłby stan dziwnej metamorfozy, pogłaskałaby mnie po policzku i powiedziała, bym kierowała się sercem. Tu występował odwieczny dylemat, problem ludzkości. Do czyjej propozycji być bardziej przychylna? Serce, czy rozum? Serce było ślepe, jednak wiedziało najlepiej, zaś rozum tłumaczył to jako ludzką słabość, kazał mi pozostać nieugiętą. Nie umiałam siać zła w moim własnym domu, nie tak planowałam swoją dorosłość. Nie wiedziałam, że problemy takie, jak te mogą istnieć w moim życiu z Liamem.
Podeszłam cicho do biurka, przejechałam palcem wskazującym po gładkim, lakierowanym drewnie ścierając kurz, który uniósł się ku górze dryfując beztrosko w powietrzu. Popatrzyłam na stertę listów. Były uszeregowane chronologicznie, od najstarszych do najnowszych. Położyłam dłoń na szczycie wieży wspomnień i delikatnie wysunęłam kartkę papieru spod spodu. Natrafiłam na mój nigdy nie wysłany list z roku 1997. Uśmiechnęłam się na widok starannego pisma.
12.09.1997
Dzisiejszy dzień był gorszy, niż wszystkie. W szkole.. Ugh! Dostałam kolejną jedynkę z biologii i jakoś nie widzę siebie w roli psychologa. Co gorsza uczyłam się do tego testu całą noc. Baba zobaczyła, że ściągam i zabrała mi kartkę. Czy myślisz, że ona jest jakimś wampirem bez uczuć? Nie sądzę, by miała taką bladą twarz naturalnie! Ha ha ha.
Oboje dobrze wiemy, że wcale nie chodzi o kartkówkę z biologii. Obie, czyli ja z mamą, bo Ty, durniu nie wiesz kompletnie nic i zabawiasz się pod szafkami z Mirandą. Widziałam, jak wkładałeś jej list do szafki. Zawsze chciałam być jedną z dziewczyn, na które patrzysz inaczej, niż na mnie. Byłam jak siostra, którą nie chciałam być! Jak widzę czwartoklasistów chodzących za rękę mam przed oczami Ciebie i mnie. Co prawda karcę się w myślach za to, co sobie wyobrażam, jednak powinieneś wiedzieć, że to czasami trzyma mnie przy moim charakterystycznie dobrym humorze. Otóż prawda jest taka, że bardzo Cię lubię, albo nawet kocham, ale nie wiem. Jestem za młoda, by używać takich słów wobec chłopaka, może nawet trochę dziecinna, ale gdy widzę na przykład Christophera nie czuję kowadła w brzuchu. Nawet chce mi się trochę wymiotować, gdy otwiera usta, bo ma tak krzywe zęby, dasz wiarę? Ale Twoje zęby są bardzo ładne. Jesteś ogólnie bardzo ładny. Przystojny będziesz, jak zapuścisz brodę, jak Twój tata/tato (nie wiem, jak to napisać, to Ty jesteś ten mądry..) i urośniesz. Lubię wysokich chłopaków, więc nadal wierzę, że Ty, jako mój ideał podskoczysz w górę i będziesz wyższy o dwie, a nawet trzy głowy!
Zawsze planuję, że jak już będę rok po osiemnastce to pojedziemy razem studiować na Yale, potem urodzę Twojego syna (jak będę miała trzydzieści lat, bo muszę być mądra i wykształcona w porównaniu do mojej matki, ha ha ha żartuję, bo jeszcze nie da mi kasy na pizzę...) którego nazwiemy Gabriel. Wiem, że nie podoba Ci się to imię, ale przecież.. UGH!! Po co ja to wszystko piszę?! Prawdopodobnie nigdy się nie dowiesz o tym liście, a ja będę żałować, że nigdy Ci go nie doręczyłam. Będziesz miał za żonę piękną brunetkę z pełnymi ustami i dużymi piersiami. Jestem pustą, niską blondynką, która uwielbia chodzić w dwóch warkoczykach w wieku piętnastu lat i jest płaska, jak podłoga w szatni. Ale właśnie taką mnie LUBISZ, nie?
Otarłam łzy, o których się dowiedziałam dopiero wtedy, gdy spłynęły na antyczną kartkę. Zaśmiałam się głośno śledząc ponownie tekst od ostatniego akapitu. Doszłam do wniosku, że w wieku piętnastu lat byłam głupsza, niż moja dziesięcioletnia córka. Przejechałam opuszkami palców po moim podpisie. Jak obco brzmiało nazwisko ojca przy moim imieniu! Złożyłam kartkę na pół i odłożyłam za siebie. Zafascynowały mnie listki papieru, więc sięgnęłam po kolejny. Pierwszy raz w życiu przeglądałam naszą słynną stertę, ponieważ każda z wiadomości była mi już znana. Oprócz tej, którą aktualnie trzymałam w obu dłoniach. Zmarszczyłam brwi i zdezorientowana spojrzałam na datę. Oddaliłam papier od swoich oczu, zamrugałam kilkakrotnie i zagłębiłam się w treść.
29.09.1997
Dziś były urodziny mamy i upiła się jak świnia pod barem, dasz wiarę? Żałuj, że nie widziałaś jej wyrazu twarzy, gdy wróciła do domu. Mój tato tata George był zdruzgotany i zaczął ją wyklinać od latawic. Myślałem że uduszę się śmiechem. Cała sytuacja oznacza tylko jedno- jutro śniadanie robi George, bo matka będzie na kacu. Pozwól, że przyjdę do Ciebie około dziewiątej. Powiedz mamie, ponieważ na pewno będę głodny, bo boję się wejść w tym momencie do kuchni w obawie, że dostanę patelnią w banię. W moim domu odbywa się teraz trzecia wojna światowa i jestem przekonany, że jak dalej tak pójdzie to sąsiedzi wezwą policję.
Dzisiaj chłopacy gadali o tyłku Mirandy. Nie widziałem nigdy w nim niczego specjalnego! Nawet nigdy na niego nie spojrzałem, więc nie mam czarnego pojęcia o co im chodzi! Zamiast na tyłki dziewczyn mógłbym Ci się patrzeć na twarz, bo jesteś najładniejszą dziewczyną w szkole. Ostatnio Michael powiedział, że jesteś płaską deską, więc go uderzyłem i leciała mu krew z nosa i bałem się, że mnie zawieszą i powiedziałem dyrektorowi, że to nie ja, a potem przyjechali rodzice i wszystko się uspokoiło. Ale nikt, oprócz mnie nie może Cię wyzywać.
Chciałem Ci powiedzieć, że bardzo mi się podobasz, ale zawsze gdy patrzę na Ciebie z powagą Ty albo biegniesz, albo się śmiejesz z tego, jak mrużę oczy. Nadal nie rozumiem co w tym śmiesznego, ale wiem, że Ciebie wszystko bawi. Jesteś dziwna, nie taka jak inne dziewczyny. Wolisz łazić ze mną, niż gadać o kosmetykach. O, na urodziny nie wiem, co Ci kupić. Może być szminka? Taka czerwona, jak spodnie babki od biologii, gdy ma okres?
Pamiętaj, jesteś najlepszą dziewczyną na świecie i nie pozwolę, żeby coś Ci się stało, no chyba że będę musiał biec do ciebie z połamanymi nogami. Myślę, że poczekasz i wybaczysz mi to, że nie umiem Ci pokazać, jak bardzo Cię lubię. Gdybym był moją mamą, powiedziałbym, że kocham. Ale to babskie, więc nie.
Jak on się zmienił! Od zawsze miałam go takiego przed oczami, jednak nigdy nie miałam jak zagłębić się w jego dawne szczegóły. Pozostał nadal tak samo nie doinformowany na temat tego, co lubią kobiety. Co roku na urodziny wyprawiał mi przyjęcie, na którym były tylko trzy osoby, łącznie ze mną i z nim. Przeczytałam list trzy razy i przytuliłam go do siebie, jakbym mogła zmaterializować piętnastoletniego chłopca, który to pisał. Trwałam tak całkiem długo, dopóki nie postanowiłam odłożyć kartek na ich właściwe miejsce. Moja walka ze sobą toczyła się co dnia. Miałam ochotę pobiec na dół i pokazać mężowi to, co znalazłam. Okazało się to zbędne.
-W końcu go dostałaś.- powiedział intensywnie wpatrując się w moje oczy.
Na dworze robiło się coraz ciemniej, ale nie zważając na to wyszłam. Mijałam dziesiątki drzew, które wydawały się podzielać moje wewnętrzne rozdarcie. Byłam świadoma, że powinnam panować nad własnymi emocjami dla dobra naszej nienarodzonej córki. Zastanawiałam się, jak to będzie, gdy Grace się urodzi i nie będzie przy niej kochanego ojca. Chciałam jej zapewnić dzieciństwo w rodzinnym gronie, ale nie umiałam. Nie wiedziałam, jak wysłuchać Liama, każde jego słowo wyglądało na kłamstwo, mimo całego szacunku, jakim go darzyłam. Nadal istniała we mnie cząstka zaufania do niego. Usiadłam na ławce przy bramie wjazdowej i przetarłam dłonią drewnianą powierzchnię. Przed oczami zatańczyły mi wspomnienia, których mimo wszystko nie zapomnę. Wiedziałam, że ten człowiek nie będzie mi nigdy obojętny. Wiele razy wmawiałam sobie, że umiem mu wybaczyć. Umiem mu wybaczyć!
Chłód otulił mnie sobą aż poczułam ciarki na karku. Dostałam gęsiej skórki, którą zaczęłam zwalczać ciepłem bijącym od dłoni. Zapomniałam, kiedy ostatnio udałam się do spa, lub do fryzjera. Zapomniałam o przyjemnościach, a co najważniejsze.. zapomniałam o mojej córce, której z dnia na dzień poświęcałam coraz mniej czasu. Nie chciałam, żeby Grace była narażona na to samo z mojej strony. Automatycznie dotknęłam brzucha, który z dnia na dzień stawał się większy. Zniecierpliwiona czekałam na kolejną wizytę u lekarza, by zobaczyć jej wykształcające się kończyny. Podparłam głowę ręką i westchnęłam. Prawdę mówiąc miałam nadzieję, że przyjdzie tu Liam i usiądzie obok mnie. Byłam jak nastolatka, która boi się zrobić pierwszy krok z obawą przed odrzuceniem. Zaczynaliśmy wszystko od nowa. Albo kończyliśmy wszystko od początku. Liam nie przyszedł.
Następny dzień nie zapowiadał się interesująco, dlatego z nadzieją, że córka nakarmi się sama nie wstawałam z łóżka, gdy otworzyłam oczy. Sięgnęłam po telefon leżący na białej szafce nocnej i zorientowałam się w czasie. Sobota- Anna wyjeżdżała na wycieczkę dwudniową, a ja musiałam zostać sama w jednym domu z Liamem. Na samą myśl się wzdrygnęłam i poczułam, jak źrenice mi pęcznieją z poddenerwowania. Nie mogłam myśleć o nim dobrze. Jako psycholog powinnam rozważyć za i przeciw, jednak bałam się, że jedno zniweluje drugie, nie byłam pewna, które. Przeczesałam włosy palcami i spojrzałam w okno. Pogoda kolejny raz z rzędu nie zaskoczyła mnie swoim pięknem. Piękne mieliśmy lato tej jesieni. Miałam wrażenie, że zaraz powinnam być spakowana, bo wyjeżdżamy do Lindy i nad morze. Obawiałam się, że wyjazd sprzed dwóch miesięcy był naszym ostatnim. Po trzydziestu minutach lustrowania wzrokiem sypialni zrzuciłam z siebie satynową narzutkę i znalazłam się na korytarzu. Rozejrzałam się w obie strony upewniając się, czy nikt nie nadchodzi. Z dołu dobiegały odgłosy niedostrojonego radia, które walczyło z Liamem. Czego on by nie zrobił dla swoich starych piosenek.. Rzuciłam wzrokiem na garderobę, w której roiło się od różnorodnych koszul służbowych męża. Zamknęłam bezszelestnie drzwi i stanęłam na przeciwko wejścia na strych. Nie wyróżniało się zbytnio od innych, jednak przeciąg, który przeciskał się przez szparę między drzwiami a podłogą, delikatnie pieścił stopy. Wiedziałam, że okno na górze było otwarte.
Dotknęłam delikatnie wypolerowanej klamki i nacisnęłam ją, by znaleźć się na strychu. Stopień po stopniu- byłam coraz bliżej mojego celu, jednak nadal wydawało mi się, że nigdy tam nie dojdę. Moja ręka przylgnęła do ściany i była masowana przez jej chropowatą powierzchnię, nie zatrzymywałam się, co najwyżej zwalniałam tempo, by przyjrzeć się starym fotografiom, jeszcze za czasów mojej zmarłej teściowej. Dotknęło mnie szczęście postaci ze zdjęć, mimowolnie się uśmiechnęłam, by powstrzymać napływające do oczu łzy. Często myślałam o Lindzie, ale rzadko kiedy na jej wspomnienie chciało mi się płakać. Wiedziałam, że jest jej lepiej tam, gdzie aktualnie się znajduje. Wierzę, że kiedyś się zobaczymy.
Promienie słoneczne wpadały dyskretnie przez okno oświetlając pasami podłogę. Cały pokój zyskał na klimacie do rozpamiętywania. Wygładziłam spodnie, które zmarszczyły się na udach i spojrzałam w duże lustro. Twarz zaokrąglała mi się, a biodra były odrobinę szersze. Przytyłam sześć kilogramów przez ostatni miesiąc. Założyłam włosy za uszy i wpatrywałam się w swoje odbicie przez dłuższy czas. Dotknęłam tafli lustra, jakbym spotkała kogoś innego, jakbym stała na przeciwko nowo wykreowanej osoby, która nie umiała poradzić sobie ze swoimi problemami. Przywołałam w myślach obraz mamy, który przyprawił mnie o szczery uśmiech. Kazałaby mi mu wybaczyć, swoim ostrym tonem nakrzyczałaby na mnie, potem jej głos przeszedłby stan dziwnej metamorfozy, pogłaskałaby mnie po policzku i powiedziała, bym kierowała się sercem. Tu występował odwieczny dylemat, problem ludzkości. Do czyjej propozycji być bardziej przychylna? Serce, czy rozum? Serce było ślepe, jednak wiedziało najlepiej, zaś rozum tłumaczył to jako ludzką słabość, kazał mi pozostać nieugiętą. Nie umiałam siać zła w moim własnym domu, nie tak planowałam swoją dorosłość. Nie wiedziałam, że problemy takie, jak te mogą istnieć w moim życiu z Liamem.
Podeszłam cicho do biurka, przejechałam palcem wskazującym po gładkim, lakierowanym drewnie ścierając kurz, który uniósł się ku górze dryfując beztrosko w powietrzu. Popatrzyłam na stertę listów. Były uszeregowane chronologicznie, od najstarszych do najnowszych. Położyłam dłoń na szczycie wieży wspomnień i delikatnie wysunęłam kartkę papieru spod spodu. Natrafiłam na mój nigdy nie wysłany list z roku 1997. Uśmiechnęłam się na widok starannego pisma.
12.09.1997
Najdroższy Liamie!
Dzisiejszy dzień był gorszy, niż wszystkie. W szkole.. Ugh! Dostałam kolejną jedynkę z biologii i jakoś nie widzę siebie w roli psychologa. Co gorsza uczyłam się do tego testu całą noc. Baba zobaczyła, że ściągam i zabrała mi kartkę. Czy myślisz, że ona jest jakimś wampirem bez uczuć? Nie sądzę, by miała taką bladą twarz naturalnie! Ha ha ha.
Oboje dobrze wiemy, że wcale nie chodzi o kartkówkę z biologii. Obie, czyli ja z mamą, bo Ty, durniu nie wiesz kompletnie nic i zabawiasz się pod szafkami z Mirandą. Widziałam, jak wkładałeś jej list do szafki. Zawsze chciałam być jedną z dziewczyn, na które patrzysz inaczej, niż na mnie. Byłam jak siostra, którą nie chciałam być! Jak widzę czwartoklasistów chodzących za rękę mam przed oczami Ciebie i mnie. Co prawda karcę się w myślach za to, co sobie wyobrażam, jednak powinieneś wiedzieć, że to czasami trzyma mnie przy moim charakterystycznie dobrym humorze. Otóż prawda jest taka, że bardzo Cię lubię, albo nawet kocham, ale nie wiem. Jestem za młoda, by używać takich słów wobec chłopaka, może nawet trochę dziecinna, ale gdy widzę na przykład Christophera nie czuję kowadła w brzuchu. Nawet chce mi się trochę wymiotować, gdy otwiera usta, bo ma tak krzywe zęby, dasz wiarę? Ale Twoje zęby są bardzo ładne. Jesteś ogólnie bardzo ładny. Przystojny będziesz, jak zapuścisz brodę, jak Twój tata/tato (nie wiem, jak to napisać, to Ty jesteś ten mądry..) i urośniesz. Lubię wysokich chłopaków, więc nadal wierzę, że Ty, jako mój ideał podskoczysz w górę i będziesz wyższy o dwie, a nawet trzy głowy!
Zawsze planuję, że jak już będę rok po osiemnastce to pojedziemy razem studiować na Yale, potem urodzę Twojego syna (jak będę miała trzydzieści lat, bo muszę być mądra i wykształcona w porównaniu do mojej matki, ha ha ha żartuję, bo jeszcze nie da mi kasy na pizzę...) którego nazwiemy Gabriel. Wiem, że nie podoba Ci się to imię, ale przecież.. UGH!! Po co ja to wszystko piszę?! Prawdopodobnie nigdy się nie dowiesz o tym liście, a ja będę żałować, że nigdy Ci go nie doręczyłam. Będziesz miał za żonę piękną brunetkę z pełnymi ustami i dużymi piersiami. Jestem pustą, niską blondynką, która uwielbia chodzić w dwóch warkoczykach w wieku piętnastu lat i jest płaska, jak podłoga w szatni. Ale właśnie taką mnie LUBISZ, nie?
Rosie Peters
Otarłam łzy, o których się dowiedziałam dopiero wtedy, gdy spłynęły na antyczną kartkę. Zaśmiałam się głośno śledząc ponownie tekst od ostatniego akapitu. Doszłam do wniosku, że w wieku piętnastu lat byłam głupsza, niż moja dziesięcioletnia córka. Przejechałam opuszkami palców po moim podpisie. Jak obco brzmiało nazwisko ojca przy moim imieniu! Złożyłam kartkę na pół i odłożyłam za siebie. Zafascynowały mnie listki papieru, więc sięgnęłam po kolejny. Pierwszy raz w życiu przeglądałam naszą słynną stertę, ponieważ każda z wiadomości była mi już znana. Oprócz tej, którą aktualnie trzymałam w obu dłoniach. Zmarszczyłam brwi i zdezorientowana spojrzałam na datę. Oddaliłam papier od swoich oczu, zamrugałam kilkakrotnie i zagłębiłam się w treść.
29.09.1997
Kochana Rosie!
Dzisiaj chłopacy gadali o tyłku Mirandy.
Chciałem Ci powiedzieć, że bardzo mi się podobasz, ale zawsze gdy patrzę na Ciebie z powagą Ty albo biegniesz, albo się śmiejesz z tego, jak mrużę oczy. Nadal nie rozumiem co w tym śmiesznego, ale wiem, że Ciebie wszystko bawi. Jesteś dziwna, nie taka jak inne dziewczyny. Wolisz łazić ze mną, niż gadać o kosmetykach. O, na urodziny nie wiem, co Ci kupić. Może być szminka? Taka czerwona, jak spodnie babki od biologii, gdy ma okres?
Pamiętaj, jesteś najlepszą dziewczyną na świecie i nie pozwolę, żeby coś Ci się stało, no chyba że będę musiał biec do ciebie z połamanymi nogami. Myślę, że poczekasz i wybaczysz mi to, że nie umiem Ci pokazać, jak bardzo Cię lubię. Gdybym był moją mamą, powiedziałbym, że kocham. Ale to babskie, więc nie.
Liam Hall
Jak on się zmienił! Od zawsze miałam go takiego przed oczami, jednak nigdy nie miałam jak zagłębić się w jego dawne szczegóły. Pozostał nadal tak samo nie doinformowany na temat tego, co lubią kobiety. Co roku na urodziny wyprawiał mi przyjęcie, na którym były tylko trzy osoby, łącznie ze mną i z nim. Przeczytałam list trzy razy i przytuliłam go do siebie, jakbym mogła zmaterializować piętnastoletniego chłopca, który to pisał. Trwałam tak całkiem długo, dopóki nie postanowiłam odłożyć kartek na ich właściwe miejsce. Moja walka ze sobą toczyła się co dnia. Miałam ochotę pobiec na dół i pokazać mężowi to, co znalazłam. Okazało się to zbędne.
-W końcu go dostałaś.- powiedział intensywnie wpatrując się w moje oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz