Dziewiąty miesiąc w końcu nastał, a moja ekscytacja rosła. Pogoda coraz bardziej była zimowa, a nasze życie powoli zaczynało się układać. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, które uwielbialiśmy! Z nami było łatwo, bo było właśnie tak, jak wcześniej. Czas gnał nieprawdopodobnie szybko, a ja z brzuchem wielkości duużej poduszki nie byłam w stanie go dogonić. Sądzę, że nawet, gdybym zajmowała w biegach miejsca na olimpiadach, nie dałabym rady. Grace uwielbiała fałszywe alarmy, bo wiele razy nabierała naszą trójkę. Jako matka drugiego dziecka byłam przewrażliwiona i obleciałam każdy portal o noworodkach i wychowaniu, mimo, że posiadałam pewne zasoby wiedzy. Martwię się każdą, nawet obaloną głupotą. Boję się, że kruszynka narodzi się chora, ale odpycham od siebie te obawy i staram się być pozytywna i pełna nieskazitelnej wiary. Tak rzadko dzieci rodzą się w grudniu! Czy to o czymś świadczy? Wpadłam do sypialni, która nadal była zajęta przez śpiącego męża. Wyrzuciłam chaotycznie wszystkie różowe ubranka i zaczęłam je składać od nowa.
-Kochanie, zachowujesz się, jakbyś miała pierwsze dziecko.. Jesteś ześwirowana, jak w ciąży z Anną.- zaśmiał się Liam. Starałam się uśmiechnąć, jednak jęknęłam z żalem i wybuchłam płaczem. Byłam pewna, że moja dziewczynka narodzi się z charakteru podobna do mamy, czułam to! Nie mogłam do tego dopuścić. Zaczęłam wodzić palcami po brzuchu. Spokojnie, jestem tu. Ty też już niedługo będziesz, skarbie. Liam obserwował mnie z uwagą, potem niepostrzeżenie znalazł się obok. Objął mnie w wspierającym geście. -Nie musisz się niczego bać, przecież damy radę, znowu.
-Oczywiście, że tak. Ale nie zrozumiesz tego.- rzuciłam wracając do składania różowych sukieneczek. Pokój był już gotowy, mimo faktu, że przez pierwsze dni córeczka będzie spała z nami. Transparenty typu 'WITAJ W DOMU, GRACIE!' postanowiłam sobie darować tylko dlatego, że zatrzymał mnie przed tym Liam, a on miał ten swój zmysł. Oboje mieliśmy wolny cały grudzień, więc zaczęliśmy przygotowania do świąt. Zakupy zrobiliśmy wczoraj, ponieważ moment kulminacyjny grudnia zaczyna się za trzy dni. W porządkach wyręczaliśmy siebie nawzajem, dopóki nie postanowiłam, zatrudnić sprzątaczkę. Nie mogłam patrzeć, jak Liam odkurza pod moimi nogami zwisającymi leniwie z kanapy. Byłam idealistycznie nastawiona do porządków, ponieważ gdy już zaczynałam musiałam perfekcyjnie skończyć, bo każdy, nawet najmniejszy paproch przyprawiał mnie o niemałe zdenerwowanie. Anna miała swój kalendarz z cukierkami, których zostało już tylko dwa, bo jednego podżarł jej Liam, a ta jest pewna, że do świąt zostały dwa dni. Sprzecza się z każdym broniąc nieomylności swojego wynalazku z Tesco. Widać, jak bardzo jest podekscytowana.
-Oczywiście, że tak. Ale nie zrozumiesz tego.- rzuciłam wracając do składania różowych sukieneczek. Pokój był już gotowy, mimo faktu, że przez pierwsze dni córeczka będzie spała z nami. Transparenty typu 'WITAJ W DOMU, GRACIE!' postanowiłam sobie darować tylko dlatego, że zatrzymał mnie przed tym Liam, a on miał ten swój zmysł. Oboje mieliśmy wolny cały grudzień, więc zaczęliśmy przygotowania do świąt. Zakupy zrobiliśmy wczoraj, ponieważ moment kulminacyjny grudnia zaczyna się za trzy dni. W porządkach wyręczaliśmy siebie nawzajem, dopóki nie postanowiłam, zatrudnić sprzątaczkę. Nie mogłam patrzeć, jak Liam odkurza pod moimi nogami zwisającymi leniwie z kanapy. Byłam idealistycznie nastawiona do porządków, ponieważ gdy już zaczynałam musiałam perfekcyjnie skończyć, bo każdy, nawet najmniejszy paproch przyprawiał mnie o niemałe zdenerwowanie. Anna miała swój kalendarz z cukierkami, których zostało już tylko dwa, bo jednego podżarł jej Liam, a ta jest pewna, że do świąt zostały dwa dni. Sprzecza się z każdym broniąc nieomylności swojego wynalazku z Tesco. Widać, jak bardzo jest podekscytowana.
O smutek przyprawiał mnie fakt, że nasza rodzina jest.. niewielka. Być może przyjedzie mój starszy brat z rodziną, o której nigdy nie wspominałam. Byli z Violet cudowną parą. Byłam ciotką dwójki pięknych dzieciaków, jednak nie przyznawali się do nas od trzech lat, dlatego postanowiłam zadzwonić.
-Halo, Cole?- zapytałam z drżącym ze strachu głosem. Zaczęłam bawić się kablem od ładowania mojego telefonu, aż w końcu odłączyłam ładowarkę z kontaktu. Do pokoju wbiegła Anna i usiadła mi na kolanach. Uśmiechnęłam się do niej zdawkowo i kontynuowałam rozmowę, która jeszcze się tak na prawdę nie rozpoczęła, bo wciąż czekałam na odpowiedź. Sekundy były długie.
-Kto mówi?
-Twoja siostra, Rosie.
-O, Rose. Ty jeszcze żyjesz?
-Mam dwadzieścia dziewięć lat, pajacu. Do rzeczy. Chciałabym, abyście przyjechali do nas na święta z Violet i dziećmi.
-Ym.. a co na to twój chłopak?
-Mąż.
-A co na to twój..
-Przyjedźcie, czekamy. Mieszkamy tam, gdzie Liam
-Liam, ten pedał z liceum?
-Przyjedźcie, czekamy. Mieszkamy tam, gdzie Liam
-Liam, ten pedał z liceum?
-Tak, ten..
-Ale się ustawiłaś!- zaśmiał się głośno. Zapewne zakrył głośnik słuchawki, ponieważ słyszałam zduszony głos.- Będziemy jutro. Dzięki za chaotyczne wkroczenie w moje życie, zrobiliśmy już zakupy.. Cześć, frajerko..
-Zaraz, dołączycie swoje zakupy do naszych. Paaa!- westchnęłam z uśmiechem. Popatrzyłam na córkę i wyjaśniłam jej, że rozmawiałam z jej wujkiem.
-JA MAM WUJKA?- spytała przepełniona zdziwieniem. Faktycznie, przecież nawet nie był na jej chrzcinach. Po prostu oboje zapomnieliśmy o swoim istnieniu, na pogrzebie trochę poudawaliśmy i się skończyło. Krzyknęłam po Liama i oznajmiłam mu, że przyjeżdża Cole z rodziną. Uśmiechnął się sztucznie i stał w drzwiach obserwując mnie uważnie. Miał przymrużone powieki tak, jak zawsze wtedy, gdy się skupiał.
-Ale się ustawiłaś!- zaśmiał się głośno. Zapewne zakrył głośnik słuchawki, ponieważ słyszałam zduszony głos.- Będziemy jutro. Dzięki za chaotyczne wkroczenie w moje życie, zrobiliśmy już zakupy.. Cześć, frajerko..
-Zaraz, dołączycie swoje zakupy do naszych. Paaa!- westchnęłam z uśmiechem. Popatrzyłam na córkę i wyjaśniłam jej, że rozmawiałam z jej wujkiem.
-JA MAM WUJKA?- spytała przepełniona zdziwieniem. Faktycznie, przecież nawet nie był na jej chrzcinach. Po prostu oboje zapomnieliśmy o swoim istnieniu, na pogrzebie trochę poudawaliśmy i się skończyło. Krzyknęłam po Liama i oznajmiłam mu, że przyjeżdża Cole z rodziną. Uśmiechnął się sztucznie i stał w drzwiach obserwując mnie uważnie. Miał przymrużone powieki tak, jak zawsze wtedy, gdy się skupiał.
-Nasze dziecko nie wie, że ma wujka..- prychnęłam przeczesując palcami włosy córki. Dziwne, że mieściła się na moich kolanach, ponieważ brzuch zajmował całą przestrzeń dookoła mnie. Mąż rzucił mi rozbawione spojrzenie i usiadł obok nas.
-Nie dziwię się jej, gdyby nie nasza przeszłość to nie wiedziałbym, że masz brata..
-Nie dziwię się jej, gdyby nie nasza przeszłość to nie wiedziałbym, że masz brata..
-Jesteś okrutny!- zaśmiałam się i pacnęłam go w ramię. Siedział ze zmarszczonymi brwiami i tym samym rozbawieniem. Był niewzruszony na moje zaczepki, więc nie kontynuowałam. Udawałam obojętną, potem samym spojrzeniem poleciłam mu pomoc w składaniu ubranek. Wręcz ociekały słodyczą, brakowało polewy o smaku toffi do kompletnego zamulenia.
Akcja działa się w zawrotnym tempie. Cole z Violet i dziećmi przyjechali z samego rana w wigilię. Mieli tak wiele toreb, że nie mieściły mi się w oczach. Urocza dwójka nie krępując się wbiegła do salonu i zaczęła obserwować porcelanowe figurki. Ian i Angela wyglądali jak bliźniaki, którym nie sposób było się nie przyglądać. Dobrze wiedziałam, że chłopiec był adoptowany, więc skarciłam się za tę dziwną myśl. Przylgnęłam do brata na długo i zaczęłam mówić mu, jak bardzo się cieszę, że go widzę. Violet stała obok z udawanym zniecierpliwieniem. Uścisnęłam jej dłoń i cmoknęłam w policzek, po czym jej spojrzenie spoczęło na moim brzuchu.
-Brzemienna..- rzuciła z rozmarzeniem.- Każdy jest w ciąży, tylko nie ja, Cole..- rzuciła z rozbawionym wyrzutem. Moje oczy nie mogły nacieszyć się widokiem członków rodziny, których nie widziałam dłuższy czas.
-Nie wystarczy ci dwójka?- zaśmiał się obejmując ją w talii. Podszedł do nas Liam i przywitał ich ceremonialnie. Kilka kaw po tym atmosfera przeszła z napiętej na rozluźnioną. Zdążyłam rozłożyć produkty do poszczególnych sektorów.
-To jakie będzie imię dziecka?- zapytała Violet.
-Grace Rea..- uśmiechnęłam się mierząc wzrokiem jej fryzurę. Zawsze zazdrościłam innym kobietom, że umiały zrobić niedbałego koka, który wyglądał niedbale a nie tak, jakby ktoś zaplątał tam frotkę do włosów wielkości arbuza.
-Czyli już macie pewność?- wtrącił Cole. Poczułam, że z mojej twarzy odpływa krew, jednak mimo to staję się cała czerwona. Oboje z mężem trwaliśmy przy tym, że urodzi się dziewczynka.
-Em.. nie..- burknęłam niedosłyszalnie. Brat spojrzał na mnie jak na przybysza z nieznanego miejsca i momentalnie się roześmiał w sposób, który przewiercał moje wnętrzności. Uwielbiał triumfować, od zawsze, odkąd pamiętam. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, dlatego wstałam i bezceremonialnie udałam się do kuchni, by bez słowa przygotować przekąski, o których z zachwytu zapomniałam. Wizja świąt Bożego Narodzenia z ludźmi, którzy kpili ze mnie wydawała się być przez moment nieosiągalna, jednak uświadomiłam sobie, że mogę urodzić jutro, lub pojutrze. Do kuchni wbiegła Anna z żalem w oczach.
-Mamo, Ian mnie uderzył..- zaszlochała nieszczerze. Wiedziałam dobrze, że prawdopodobnie nawet nic nie poczuła. Zmarszczyłam brwi i poczekałam chwilę, aż się uspokoi, jednak przerwał mi krzyk Angeli, który błagał o to, by moja córka ponownie bawiła się z nimi. Puściłam jej oczko i śledziłam wzrokiem, dopóki nie znalazła się na górze.
O CHOLERA, JA RODZĘ. W TYM WŁAŚNIE MOMENCIE. ZA CHWILĘ EKSPLODUJĘ!!! GRACE WYRYWA SIĘ ZE MNIE, MAM WRAŻENIE, ŻE ZARAZ PRZERAŹLIWIE KRZYKNIE, ŻE CHCE WYJŚĆ. CHCĘ RATUNKU. W TYM MOMENCIE CHOLERNEGO RATUNKU!!! DLACZEGO Z ANNĄ NIE BYŁO TAK BOLEŚNIE?! CO JEST NIE TAK? ZARAZ PĘKNĘ!!
-Liam!!!- wrzasnęłam. Jestem cholernie świadoma, że budzę cały dom, łącznie z dziećmi, ale najważniejsze w tym momencie dziecko domagało się ujrzenia świata, a ja nie mogę wytrzymać. Wiem, że mąż leży obok mnie i będzie poirytowany przez pierwsze kilka sekund. Otworzył leniwie oczy i spojrzał zdezorientowany i gotowy do pocałunku. Na jego twarzy pojawił się strach, gdy zobaczył, że moje usta są wykrzywione z bólu. Zrzucił z siebie kołdrę i zaczął się krzątać po pokoju. Po chwili przybiegła Violet, która jak na jedno prawowite dziecko była spokojna i szczerze mówiąc przelała swoje emocje na mnie. Wstała i powoli, delikatnie podniosła mnie prowadząc do auta Cole'a.
Droga dłużyła się, jak zawsze gdy coś zadawało mi ból. Niecierpliwie czekałam aż znajdziemy się na miejscu. Trzymałam męża za rękę nieświadoma, że czeka mnie 6 godzin porodu. Ból był niewyobrażalny.
O cholera. Zmiana planów. Grace nie będzie Grace. Chyba, że to imię nadaję się też dla chłopczyka. Różowe ubranka pójdą w odstawkę, a moja intuicja to ściema. Urodziłam pięknego chłopczyka z demonicznie ciemnymi oczami.
Akcja działa się w zawrotnym tempie. Cole z Violet i dziećmi przyjechali z samego rana w wigilię. Mieli tak wiele toreb, że nie mieściły mi się w oczach. Urocza dwójka nie krępując się wbiegła do salonu i zaczęła obserwować porcelanowe figurki. Ian i Angela wyglądali jak bliźniaki, którym nie sposób było się nie przyglądać. Dobrze wiedziałam, że chłopiec był adoptowany, więc skarciłam się za tę dziwną myśl. Przylgnęłam do brata na długo i zaczęłam mówić mu, jak bardzo się cieszę, że go widzę. Violet stała obok z udawanym zniecierpliwieniem. Uścisnęłam jej dłoń i cmoknęłam w policzek, po czym jej spojrzenie spoczęło na moim brzuchu.
-Brzemienna..- rzuciła z rozmarzeniem.- Każdy jest w ciąży, tylko nie ja, Cole..- rzuciła z rozbawionym wyrzutem. Moje oczy nie mogły nacieszyć się widokiem członków rodziny, których nie widziałam dłuższy czas.
-Nie wystarczy ci dwójka?- zaśmiał się obejmując ją w talii. Podszedł do nas Liam i przywitał ich ceremonialnie. Kilka kaw po tym atmosfera przeszła z napiętej na rozluźnioną. Zdążyłam rozłożyć produkty do poszczególnych sektorów.
-To jakie będzie imię dziecka?- zapytała Violet.
-Grace Rea..- uśmiechnęłam się mierząc wzrokiem jej fryzurę. Zawsze zazdrościłam innym kobietom, że umiały zrobić niedbałego koka, który wyglądał niedbale a nie tak, jakby ktoś zaplątał tam frotkę do włosów wielkości arbuza.
-Czyli już macie pewność?- wtrącił Cole. Poczułam, że z mojej twarzy odpływa krew, jednak mimo to staję się cała czerwona. Oboje z mężem trwaliśmy przy tym, że urodzi się dziewczynka.
-Em.. nie..- burknęłam niedosłyszalnie. Brat spojrzał na mnie jak na przybysza z nieznanego miejsca i momentalnie się roześmiał w sposób, który przewiercał moje wnętrzności. Uwielbiał triumfować, od zawsze, odkąd pamiętam. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, dlatego wstałam i bezceremonialnie udałam się do kuchni, by bez słowa przygotować przekąski, o których z zachwytu zapomniałam. Wizja świąt Bożego Narodzenia z ludźmi, którzy kpili ze mnie wydawała się być przez moment nieosiągalna, jednak uświadomiłam sobie, że mogę urodzić jutro, lub pojutrze. Do kuchni wbiegła Anna z żalem w oczach.
-Mamo, Ian mnie uderzył..- zaszlochała nieszczerze. Wiedziałam dobrze, że prawdopodobnie nawet nic nie poczuła. Zmarszczyłam brwi i poczekałam chwilę, aż się uspokoi, jednak przerwał mi krzyk Angeli, który błagał o to, by moja córka ponownie bawiła się z nimi. Puściłam jej oczko i śledziłam wzrokiem, dopóki nie znalazła się na górze.
O CHOLERA, JA RODZĘ. W TYM WŁAŚNIE MOMENCIE. ZA CHWILĘ EKSPLODUJĘ!!! GRACE WYRYWA SIĘ ZE MNIE, MAM WRAŻENIE, ŻE ZARAZ PRZERAŹLIWIE KRZYKNIE, ŻE CHCE WYJŚĆ. CHCĘ RATUNKU. W TYM MOMENCIE CHOLERNEGO RATUNKU!!! DLACZEGO Z ANNĄ NIE BYŁO TAK BOLEŚNIE?! CO JEST NIE TAK? ZARAZ PĘKNĘ!!
-Liam!!!- wrzasnęłam. Jestem cholernie świadoma, że budzę cały dom, łącznie z dziećmi, ale najważniejsze w tym momencie dziecko domagało się ujrzenia świata, a ja nie mogę wytrzymać. Wiem, że mąż leży obok mnie i będzie poirytowany przez pierwsze kilka sekund. Otworzył leniwie oczy i spojrzał zdezorientowany i gotowy do pocałunku. Na jego twarzy pojawił się strach, gdy zobaczył, że moje usta są wykrzywione z bólu. Zrzucił z siebie kołdrę i zaczął się krzątać po pokoju. Po chwili przybiegła Violet, która jak na jedno prawowite dziecko była spokojna i szczerze mówiąc przelała swoje emocje na mnie. Wstała i powoli, delikatnie podniosła mnie prowadząc do auta Cole'a.
Droga dłużyła się, jak zawsze gdy coś zadawało mi ból. Niecierpliwie czekałam aż znajdziemy się na miejscu. Trzymałam męża za rękę nieświadoma, że czeka mnie 6 godzin porodu. Ból był niewyobrażalny.
O cholera. Zmiana planów. Grace nie będzie Grace. Chyba, że to imię nadaję się też dla chłopczyka. Różowe ubranka pójdą w odstawkę, a moja intuicja to ściema. Urodziłam pięknego chłopczyka z demonicznie ciemnymi oczami.